poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział Czwarty


Po baaaaaardzo długiej nieobecności w końcu pojawia się nieco dłuższy post, który - miejmy nadzieję, choć trochę wynagrodzi wasze czekanie. Naprawdę bardzo, bardzo, ale to bardzo przepraszamy, że tyle nas nie było. Koniec roku szkolnego okazał się nam szczególnie ciężki, ostateczne poprawki, walki o wyższą ocenę (oczywiście na ostatnią chwilę) - na szczęście, wszystkie zakończone upragnionym sukcesem. Rzadko kiedy miałyśmy czas na pisanie, ale zawsze jednak coś pisałyśmy, to w zeszycie, na kartce, czy nawet na tyle książki od polskiego. Kompletnie was zaniedbałyśmy, a teraz wracamy z nadzieją, że pomimo tego nas nie zostawicie i zostaniecie z nami, do końca. 
Nie przedłużając więcej, miłego czytania! :)
C&L



Promienie słońca nieubłagalnie szczyciły mnie swoją obecnością. Ociągając się jak najdłużej, podniosłam się do pozycji siedzącej, by niezwłocznie sprawdzić godzinę.
Budzik wskazywał równo godzinę siódmą.
Nie chciałam się śpieszyć, bo wiedziałam, że nie za bardzo mam po co.
Minął równo tydzień, a dziś znów sobota. Dzień wolny, tym samym, pierwszy wypad do Hogsmeade.
Siedziałam tak chwilę, nie mając pojęcia, od czego zacząć dzisiejszy dzień.
Nagle, do moich myśli doszła informacja, o której niemalże zapomniałam.
- Zaraz, zaraz.. jeżeli jest sobota, dwunastego września, to mamy osiem dni, żeby przygotować Syriuszowi przyjęcie urodzinowe! – ostanie słowa prawie wykrzyczałam i mało brakowało, a obudziłabym dziewczyny. Odruchowo zatkałam usta dłonią i wygramoliłam się z łóżka. Ubrałam się, zakładając losową bluzę, krótkie spodenki i związałam włosy w luźny warkocz, chcąc mieć wolne od rudych kosmyków, plątających się we wszystkie strony.
Wiedziałam, że muszę porozmawiać z Jamesem, Peterem i Remusem.
Syriusz nie może się o niczym dowiedzieć.
To będzie trudne…
Przechodząc przez Pokój Wspólny nie zauważyłam nikogo oprócz chłopaka z siódmej klasy, który chyba zasnął nad książkami. Biedaczyna.
Było już wpół do ósmej.
Nie byłam jeszcze głodna, więc usiadłam na kanapie czekając aż ktoś z moich przyjaciół zejdzie, by następnie razem udać się na śniadanie.
Ciągle zastanawiałam się nad prezentem dla Łapy. Mogłam wykluczyć wszelkie rzeczy, które dostał już w zeszłym roku, dwa lata temu i tak dalej.
Niepotrzebnie dostawał tyle prezentów, teraz nie będzie można wybrać idealnego upominku..
Po chwili ze schodów prowadzących do dormitoriów chłopców zauważyłam ¾ Huncwotów. Pierwszy był Remus, za nim Syriusz, a na końcu szedł - jak zwykle - jeszcze zaspany James. Wszyscy uśmiechnęli się na mój widok, a ja odpowiedziałam im tym samym.
- Gdzie wybieracie się tak wcześnie? Jeżeli oczywiście można wiedzieć - zwróciłam się do nich, zabierając głos jako pierwsza. Wygodnie oparłam się o sofę, patrząc na przybyszów z nasilającym się półuśmiechem.
- Ja właśnie mam zamiar udać się do biblioteki i trochę poczytać, bo przy tych dwóch - tu wskazał głową na Rogacza i Łapę uśmiechających się od ucha do ucha - nie ma ani odrobiny ciszy i spokoju - powiedział Remus, znużonym głosem.
- Nie przesadzaj Remusie. Kto normalny czyta książki o siódmej rano? - zakpił z przyjaciela Syriusz, opadając swoim zacnym tyłkiem na krwistoczerwony fotel.
- Kto powiedział, że jestem normalny, Łapciu? Idę już, przez was znowu nic nie przeczytam - odparł Lunatyk, wzdychając cicho. Wychodząc z Pokoju Wspólnego dodał:
- Do zobaczenia, Lily.
- Do zobaczenia. Miłego czytania. Nie spóźnij się tylko na wyjście - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
- No, a ty Lilcia co tu robisz? - zapytał nagle, zadziwiająco rozbudzony James. Och, jak moje towarzystwo na niego wpływa!
- Nie mogę spać i czekam aż ktoś zejdzie i dotrzyma mi towarzystwa, Jamesiku. - posłałam mu rozbawiony uśmiech, pokazując język.
- Twoje marzenia się spełniły. Masz okazje zjeść śniadanie z najprzystojniejszymi facetami w szkole, a później iść z nimi do Hogsmeade - jak zwykle z urokliwym uśmiechem powiedział Łapa.
- No nie wierzę! Naprawdę? Opiszę to wszystko w pamiętniku! Bezapelacyjnie! - zaśmiałam się, a Syriusz razem ze mną.
Wszyscy wstaliśmy i zaczęliśmy kierować się ku wyjściu z dormitorium.
- Lily, masz pamiętnik? - po chwili odezwał się Rogaś, chowając dłonie w kieszeniach.
- Nie, a co? - podniosłam wzrok na skupionego rozczochrańca.
- Noo... - zamyślił się James - Z niego na pewno dużo bym się mógł dowiedzieć. No a szkodaa…- udał smutnego, marszcząc nosek.
- James! - krzyknęłam ze śmiechem i pchnęłam go na beztrosko idącego Syriusza, z białą koszulą i kilkoma niedopiętymi guzikami.
O rety, rety.
Syriusz z wymalowanym rozbawieniem dołączył do popychanki.
Wyglądać musiało to dziwnie, co chwilę jedna osoba z naszej trójki popychała swojego sąsiada, na co ten odpowiadał tym samym.
Naszą jakże mądrą zabawę przerwał Peter, który stanął przed nami i patrząc z politowaniem zapytał:
- Może poszlibyśmy już na śniadanie? - po tych słowach wybuchnęliśmy śmiechem, ale udało nam się w końcu opanować.
Przypomniałam sobie, że muszę porozmawiać z chłopakami, ale do tego trzeba było spławić jakoś Syriusza.
- Łapciu, mógłbyś mi przynieś moją koszulę? Zostawiłam ją wczoraj u was w dormitorium. - zapytałam ze słodkim uśmiechem. Oczywiście, żadnej koszuli tam nie było.
- Ja pójdę Lily! - zaoferował się szybko James, dumnie wypierając pierś i marszcząc "bohatersko" brwi.
- Nie, prosiłam Syriusza - warknęłam.
- No dobra, dobra Ruda. Nie bulwersuj się. Dasz buziaka i twoja koszula zaraz będzie. - powiedział Łapa, z niewykluczonym rozbawieniem.
- Dobra, już dobra! - pocałowałam przyjaciela w policzek.
Czego to ja nie zrobię dla powodzenia w misji!
Nie zauważyłam nawet kiedy Black już wypowiadał zaklęcie.
Lily! Jak mogłaś nie pomyśleć o zaklęciu. Jesteś CZARODZIEJKĄ, do jasnej cholery!
Koszula faktycznie przyleciała, tyle, że z mojego pokoju. Miałam nadzieję, że nikt tego nie zauważy, ale nie miałam na co liczyć.
- Jest coś takiego jak zaklęcie, Evans. - zaśmiał się chłopak i zaraz dodał: - Mówiłaś, że zostawiłaś ją w naszym dormitorium.
- Pomyliło mi się - powiedziałam szybko.
Musiałam mieć głupią minę, gdyż wszyscy parsknęli śmiechem.
- Chyba mieliśmy iść na śniadanie, no nie? Nie ciesz się tak, Black! - walnęłam otwartą dłonią w ramię chłopaka, z naburmuszoną miną, na co Łapcia zareagował jedynie śmiechem.
- Czyżby Lily wstała lewą nogą? - wtrącił się Peter, ale pod wpływem mojego złowieszczego spojrzenia zaraz spuścił głowę.
Musiałam obmyślić nowy plan…
Dotarliśmy do Wielkiej Sali, a ja wciąż nie mogłam nic wymyślić. Cholercia.
W końcu po zjedzeniu tostów z dżemem do Sali dosłownie wkroczyło moje zbawienie.
- Jak ja mogłam zapomnieć! - powiedziałam i uderzyłam się ręką w czoło. Musiało to wyglądać komicznie, ale starałam się być naturalna. Chyba podziałało, bo chłopcy popatrzyli na mnie z pytającym wzrokiem i pełnymi buziami.
- Syriuszu, Charlie poprosiła mnie, żebym przysłała cię do niej. – musiałam coś wymyślić na poczekaniu. Doskonale wiedziałam, że to, co powiedziałam było dziwne.
- Mnie? - zdziwił się Black, choć, z wszelką satysfakcją muszę przyznać, że w jego głosie słychać było nutkę nadziei i poniekąd, radości - O co chodzi?
- No tak, Ciebie. Ciebie albo Jamesa, ale James jeszcze je więc nie może iść, a to jest pilne. - kiedy do Łapy docierała cała ta sytuacja szepnęłam do Rogasia głosem pełnym jadu: - No żryj!
Pod wpływem powracającego wzroku Łapci, wyprostowałam się, z pięknym uśmiechem.
- No to idź już, Syriuszu. Chyba chodzi o jakiś kawał. Charlotte powie ci resztę. Zaraz trzeba się zgłosić u Filcha.
- No już idę. - mruknął Syriusz, poprawił włosy i poszedł.
Char jakby przeczuwała, że ktoś idzie w jej stronę i odwróciła się.
Kiedy ujrzała Syriusza zdziwiła się i zaraz spojrzała na mnie.
- Wymyśl coś, proszę! – powiedziałam jej bezgłośnie. Wiedziałam, że moja przyjaciółka zrozumie.
Zaraz, z jej firmowym uśmiechem, zaczęła rozmawiać z Syriuszem.
Wiedziałam, że szczęście uśmiechnęło się do mnie, bo już po chwili, dosiadły się do nas dziewczyny z Remusem.
Frank i Charlotte dowiedzą się o wszystkim później.
- Słuchajcie mnie uważnie, bo nie mamy dużo czasu. Syriusz lada chwila może wrócić. - zaczęłam poważnym głosem. - Zostało nam osiem dni na zorganizowanie imprezy, a nawet nie mamy dla niego prezentów. Tak, za osiem dni Łapa ma urodziny. Powtarzam: ZA OSIEM DNI! – dodałam widząc miny moich przyjaciół. James zaklął pod nosem za co dostał po głowie od Remusa, dziewczyny wymieniły tylko spojrzenia.
- Dziś wieczorem musimy się spotkać i obmyślić plan imprezy. Nie mamy szans na to, żeby porozmawiać w Hogsmade, więc zostaje nam tylko kupić tam prezenty - ciągnęłam dalej, bo sprawa była poważna. - Chłopcy, dla was mam szczególne zadanie. Musicie wymyślić Syriuszowi zajęcie na wieczór.
- Jak mogliśmy zapomnieć o urodzinach Łapy! - prawie krzyknął James.
- Drzyj się głośniej, gumochłonie! - skarciła go Dorcas z niezadowoloną miną.
- Mam pomysł! - zaczęła mówić mała Ann. - Możemy urządzić imprezkę w Pokoju Wspólnym, po prostu.
Wszyscy pokiwali głową z aprobatą. Ten pomysł wcale nie był zły.
- Zostaje jeszcze kwesta prezentu - dodał cichutko Remus.
Do głowy przyszedł mi jeden pomysł.
Już od dawna myśleliśmy, żeby to kupić, a właściwie od zeszłego roku.
Każdy z nas zbierał już na to pieniądze. Wiedzieliśmy, że rodzice Łapy przysyłają mu dość spore kieszonkowe, jakby to była łapówka, która miałaby zmienić go w swojego brata. Nigdy jednak nie mogliśmy zrozumieć dlaczego nie kupi tego za ich pieniądze. To chyba duma.
- Kupmy mu miotłę - powiedziałam - W tamtym roku mu się zniszczyła i musi latać na tych starych Zmiataczach.
- To nie jest zły pomysł. - podłapał szybko James - Moi rodzice uwielbiają Syriusza i na bank będą chcieli dołożyć się do prezentu. Wszyscy się zgadzają? Każdy dołoży się ile może - dodał uradowany Rogaś z uśmiechem na pół twarzy.
Cała nasza paczka zgodziła się. Musieliśmy jeszcze tylko uzgodnić, kto kupi miotłę.
Na nasze szczęście w Hogsmeade otworzyli niedawno sklep sportowy z akcesoriami do Quidditcha.
Wspaniale!
- No tak.. wszystko pięknie, ale żeby mieć swoją miotłę trzeba mieć pozwolenie dyrektora -wtrąciła Ann.
Już nie tak wspaniale!
- Tym zajmiemy się już my - stwierdził Remus i puścił chłopakom oczko.
- A kto kupi tą miotłę? – zapytała Alicia.
- Zrobimy tak: z tego co wiem Alicia idzie do wioski z Frankiem, a Dorcas z Jerrym, więc nie będziemy psuć im randek.
- To nie randka - wtrąciła cichutko Alicia, ale ja z uśmiechem zignorowałam to i ciągnęłam dalej.
- Ann? Masz jakieś plany?
- Umówiłam się, że pójdę do Hogsmade z Kate. - Kate to rok starsza kuzynka mojej przyjaciółki, z którą ta jest bardzo mocno związana.
- No więc sama z Syriuszem pójdę na zakupy pod pretekstem, że ma mi doradzić, a wy szybko wymienicie się po miotłę, a jak już to zrobicie, nie wiem co dalej, ale ma być coś wiarygodnego. Rozumiemy się? – skończyłam mówić, a chłopcy pokiwali głową właśnie w tej chwili, w której Syriusz odwrócił się i ruszył w naszą stronę.
Do końca śniadania Łapcia rozmawiał z nami jak gdyby nic się nie stało. Charlotte musiała się bardzo dobrze spisać.
Potem ruszyliśmy do Pokoju Wspólnego i przebrani udaliśmy się do Hogsmeade.
Oczywiście Filch, kiedy zauważył mnie i Huncwotów jak zwykle musiał sprawdzić nas dwa razy. "Nigdy nic nie wiadomo" - powtarzał.
W drodze do wioski musieliśmy rozpocząć nasz plan.
- Muszę kupić sobie coś nowego. Pomożecie mi chyba wybierać, prawda? - zapytałam.
- Lily? To ty? Od kiedy ty sama,  z własnej woli chcesz sobie coś kupić? - zdziwił się Łapa.
- Oj oczywiście, że nie mam na to ochoty, ale jak trzeba to trzeba. Więc jak?
- No więc… eee… my z Remusem musimy iść do eee…- zaczął James.
- Do księgarni - dokończył Lunatyś, a jak stuknęłam się w czoło… Miało być wiarygodnie! Tyle razy okłamywali nauczycieli, a teraz ich talent aktorski zawiódł.
- Do księgarni? - spytał z niedowierzaniem Syriusz.
- No tak, do księgarni. Założyłem się z Lunatykiem przy śniadaniu, że jak wypije całą butelkę soku dyniowego na raz to nie będę musiał z nim iść, no ale nie wypiłem i muszę spędzić tam godzinę.
- No tak, właśnie tak było – potwierdził Remus. - Wolisz iść z nami do tego sklepu pełnego książek, czy może z Lily, tam gdzie będzie dużo dziewczyn?
Nadzieja na to, że ten ich durnowaty pomysł wypali była naprawdę mała, ale zawsze była.
- To ja wolę iść z Rudą – stwierdził Black, a ja nie wierzyłam, że tym gumochłonom się udało.
W sumie, każdy dobrze wie, że Syriusz lubi spędzać czas z dziewczynami, które to tak łatwo podrywa.
To chyba jego hobby.
Idący po mojej prawej stronie James szepnął mi do ucha:
 - Chociaż raz uwierz w moje zdolności, Evans. - kątem oka zauważyłam jego delikatnie przymrużone powieki, ten jego chłopięcy uśmiech i mało widoczne wypieki na policzkach.
Przyspieszył kroku widząc, że wioska już niedaleko, a mnie przeszedł dziwny dreszcz.
Nie było innej opcji, niż ta, iż ubrałam się za lekko na dzisiejszą pogodę.
Zaraz dogoniłam chłopców i już więcej nie myślałam o wcześniejszym wydarzeniu.
- No to co, Syriuszu? Idziemy? - zapytałam widząc już mój ulubiony sklep.
- Tak, tak. To na razie chłopaki! - odpowiedział, a ja pomachałam przyjaciołom na pożegnanie i oddalając się już krzyknęłam tylko: - Widzimy się później w Świńskim Łbie!
Weszłam do sklepu. Nic się w nim nie zmieniło. Wszystko było porozstawiane tak jak zawsze. Mniej ucieszył mnie jednak widok pracownicy. Za ladą stała Emilia. Jedna z tych wytapetowanych lal, które niedawno skończyły Hogwart, chociaż nie wiem jak im się to udało. Przywitałam się jednak grzecznie i rozpoczęłam poszukiwania. Zauważyłam, że dziewczyna ruszyła z zalotnym krokiem w stronę Łapy, który opierał się o półkę.
- Przepraszam, może mi pani pomóc? - zapytałam z przesłodzonym uśmiechem.
- Oczywiście - warknęła Barbie - w czym mogę służyć? - dodała już trochę milej.
- A wie pani co? Ja już dziękuję, poradzę sobie - powiedziałam, a Syriusz parsknął śmiechem widząc minę Emilii. Zabrałam wybrane ubrania do przymierzalni, a mój przyjaciel ruszył za mną.
- Lily, czyżbyś była o mnie zazdrosna? - zapytał rozbawionym tonem.
- Oczywiście Łapo. Żadna wytapetowana lalunia nie będzie mi tu do ciebie mrugać oczkami - odpowiedziałam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Ruda, bo jeszcze pomyślę, że się we mnie zakochałaś. Rogaś nie byłby zadowolony - mówił, nie zaprzestając śmiechu.
- O to się nie martw. Ja potrzebuję mieć przy boku kogoś inteligentnego - odgryzłam się wychodząc z przymierzalni w pięknej flanelowej koszuli i rurkach.
- Czy ty coś sugerujesz, że jestem dla ciebie za mało inteligentny? Właśnie patrzysz na najmądrowszego chłopaka w szkole. - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
- Jak wyglądam? - zagadnęłam.
- Mraśnie, Lily - powiedział z szerokim uśmiechem. Dodał po chwili: - Naprawdę, wyglądasz bardzo ładnie. - uśmiechnęłam się, kręcąc głową.
- Wiesz co? Nie mam już ochoty na dalsze zakupy. Chodźmy coś zjeść. - w mgnieniu oka przebrałam się, by zanieść ciuchy do kasy. Po nabyciu nowej koszuli i granatowych rurek skierowałam się do drzwi. Syriusz szedł za mną. Wiedziałam, że nie mogę iść blisko sklepu z miotłami, dlatego Świński Łeb odpadał.
Wybrałam gospodę Pod Trzema Miotłami na drugim końcu wioski. Miałam nadzieję, że chłopców tam nie będzie.
 - Lily, powiedz mi proszę dlaczego nie chcesz dać szansy Rogasiowi? - zapytał prosto z mostu  Black po chwili ciszy przynosząc kremowe piwo.
- Bo nic do niego nie czuję, jest moim przyjacielem - odpowiedziałam twardo, ale sama zadawałam sobie w duchu pytanie, czy to na pewno jest prawda.
- Ruda, znam cię pięć lat. Popatrz mi w oczy i powiedz, że nic do niego nie czujesz. Dam ci wtedy spokój. - nie mogłam zrozumieć, dlaczego on jest taki uparty.
- Syriuszu to wszystko jest trudne. Przecież Jamesowi na pewno przejdzie to zauroczenie! - próbowałam jakoś się wyplątać, choć wiedziałam, że jestem na straconej pozycji.
- Ruda! On szaleje za tobą od pierwszej klasy! - Łapa niemalże wydarł się na całą gospodę. - Ale, no, dobrze, nie chcesz rozmawiać to nie. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, na nas wszystkich - poprawił się, mówiąc z lekką irytacją.
- Wiem Łapciu… i za to was kocham. - zachichotałam, wystawiając buzię znad kufla z piwem.
- Dobra Ruda, koniec tych wzruszeń. Może poszlibyśmy już do chłopaków?
- Jeszcze nie minęła godzina. Dalej siedzą w księgarni! - nie mogłam pozwolić, żeby Syriusz dowiedział się o prezencie. - A tak w ogóle to gdzie Peter?
- Nie wiem. Buja się pewnie gdzieś z Amirą. Może razem obrabowują Miodowe Królestwo… - zastanawiał się, a ja wybuchnęłam śmiechem. - Kiedyś prosił nas w środku nocy, żebyśmy poszli z nim po Fasolki Wszystkich Smaków, bo skończyły mu się zapasy. Nie chciał dać spokoju. Musieliśmy użyć zaklęcia, żeby go zamknąć.
- Ty też nie jesteś taki cudowny - wydukałam nie mogąc powstrzymać śmiechu. - Nigdy nie zapomnę jak w drugiej klasie zacząłeś piszczeć jak baba na całą wieże, bo skończyły ci się ulubione perfumy. Czekaj, czekaj.. jak one się nazywały? A tak! „Pies na baby”! Chodziłeś po całej szkole mówiąc: „Żadna mi się nie oprze, te perfumy działają jak eliksir miłosny. Wszystkie będą moje. Nawet z Jamesem się nie podzielę!” Dopiero po jakimś czasie zorientowałeś się, że one okropnie cuchną.
- No, bo Ragacz dodał mi do nich czegoś i mówił, że tylko mi się tak zdaje, a naprawdę to pachną pięknie. - zaperzył się, ale zaraz głośno się roześmiał i nie przestawał. W końcu wydusił: - Przypomniało mi się jak biegałaś po całym pokoju wspólnym za Remusem, bo nauczył nas zaklęcia na zmienianie koloru włosów i po obudzeniu miałaś piękne błękitne warkocze.
- O tak, nigdy tego nie zapomnę - odpowiedziałam z pełnym rozbawieniem. - Jeszcze się zemszczę, więc uważaj.
- Tylko nie ruszaj moich pięknych włosów! - Black udał karcącą minę, wymachując ostrzegająco palcem.
Przypominaliśmy sobie najzabawniejsze sceny z całego życia. Nie zwracaliśmy uwagi, że wszyscy się na nas patrzą. Co rusz wybuchaliśmy śmiechem i trudno było nam się opanować.
- No! Nas już chyba czas! - stwierdziłam, patrząc na zegarek. Podniosłam się z miejsca. Chłopcy na pewno zdążyli schować prezent.
Syriusz dalej chichrając się wstał i poszedł za mną do drzwi, i kulturalnie mnie przepuścił.
W dali zobaczyliśmy już szczerzących się od ucha do ucha chłopców.  Nie widziałam co zrobili z miotłą i szczerze, wolałam nie wiedzieć. Ważne, żeby Syriusz się o niej nie dowiedział.
- O nie! - przypomniałam sobie, że byłam umówiona z Charlotte, Rose i Luanną.
- Co jest, Lilcia? - zapytał mnie James.
- Jestem już spóźniona na spotkanie z dziewczynami - dałam w pośpiechu każdemu buziaka w policzek i wbiegłam do karczmy. Tak jak  myślałam dziewczyny siedziały już przy stole jedząc smakołyki z Miodowego Królestwa.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam szybko i z ciężkim westchnieniem opadłam na krzesło.
- Niech zgadnę, kto cię zatrzymał… Huncwoci?
- Och, Charlie, chyba nie jesteś zła?- zrobiłam minę smutnego pieska, a bliźniaczki wybuchnęły śmiechem.
- Oczywiście, że nie, ale zaraz idę na spotkanie z Mikaelem. Mówił, że chce przekazać mi coś ważnego..
- I oczywiście Charlie nie chce nam powiedzieć co - przerwała jej Luanna z udawaną, naburmuszoną miną.
-.. i nie posiedzimy za długo - ciągnęła dalej, niewzruszona. Westchnęła przeciągle.
- Mam pomysł! Co powiecie na babski wieczór w Pokoju Życzeń? - klasnęła w dłonie zadowolona Rose.
- Świetny pomysł, prawda Lily? - Charlotte podłapała temat z zadziornym uśmieszkiem, który - w jej wykonaniu, był nie tyle zadziorny, co słodki, z tymi jej dołeczkami.
Dobrze wiedziała, że nie przepadam za takimi imprezami. Sto razy bardziej wolałabym balangę w Pokoju Wspólnym albo w dormitorium chłopców niż całą noc gadania o najprzystojniejszych chłopakach, oglądania komedii, objadania się słodkościami i malowania paznokci.
- No dobrze - zgodziłam się z bólem serca - zrobimy sobie ten babski wieczór, ale po urodzinach Syriusza. Otóż słuchajcie….- opowiedziałam im cały plan imprezy urodzinowej, bardzo szczegółowo, a one szybko się zgodziły i postanowiły, że się dołożą do prezentu.
- Przepraszam was, ale muszę już iść - Charlotte pożegnała się z nami i poderwała się z miejsca, pośpiesznie zabierając ze sobą cały ekwipunek.
- Powodzenia - krzyknęłyśmy wszystkie trzy zgodnym chórem, kiedy to brązowowłosa wyszła z pomieszczenia, posyłając nam uśmiech i machając przyjaźnie ręką.
- Będzie musiała nam wszystko opowiedzieć. Na razie jest bardzo tajemnicza. - oburzyła się Luanna, wpychając do buzi kolejnego musa-świstusa.
- O tak! I to ze szczegółami - dodała Rose, ożywionym tonem i zakończyła konsumowanie bryłki o smaku toffi, którą męczyła przez całą naszą rozmowę.
- Później macie mi wszystko wyśpiewać. Nie mogę zostać w tyle z newsami - wymierzyłam w ich stronę łyżeczką od zamówionych lodów, a one roześmiały się, powstrzymując niechciany zwrot ledwie połkniętych słodkości.

***

Tak jak myślałam, tuż za zakrętem czekał na mnie Mikael. Z szerokim uśmiechem utkwił wzrok w błękicie moich oczu.
Zawiesiłam dłonie wokół jego szyi i musnęłam jego wargi swoimi. Uśmiech na twarzy bruneta nie schodził, kiedy pogłębiał pocałunek.
Jego radosny humor unosił się w powietrzu od śniadania, kiedy tak zawzięcie dyskutował o czymś ze swoimi znajomymi. Ostatni mecz, Krukoni przeciw Puchonom zakończył się wygraną naszego Domu. Mikael gra w reprezentacji, więc sukces drużyny cieszył go o wiele bardziej.
- Czym jest ta ważna rzecz, o której dziś wspomniałeś? - zapytałam po chwili, odwzajemniając uśmiech na pół twarzy.
- Chciałbym, abyś towarzyszyła mi na prywatnej imprezie w Pokoju Wspólnym. Odbędzie się późno, a osoby zaproszone są w elitarnej grupie. - owinął ręce wokół mojej talii, patrząc mi w oczy z tym jego chłopięcym uśmiechem. - To idealna okazja, by spędzić ze sobą więcej czasu iii... nadać powód do zazdrości moim kolegom - dodał, śmiejąc się cicho, na co zareagowałam tym samym. Przybliżył mnie do siebie. Nasze twarze dzieliły centymetry.
- Nie przepadam zbytnio za takimi uroczystościami, ale, sądzę, że nie mam innego wyjścia i muszę się zgodzić - powiedziałam z nienagannym uśmiechem, zadzierając głowę do góry, by móc patrzeć w jego oczy. Uwielbiam się z nim droczyć. Długie spędzanie czasu z Lily jednak czegoś mnie uczy.
- Właściwie.. najbardziej zależy mi na gruntownej rozmowie z Tobą. Powinniśmy porozmawiać. - zastygłam niezwłocznie, słysząc słowa bruneta. Biorąc pod uwagę naszą sytuację, powinnam się raczej ekscytować, czy nastąpi to, o co monotonnie jestem pytana przez bliźniaczki.
Bardzo bym tego chciała, jednak nie potrafię.
- Masz rację.. - powiedziałam słabiutkim tonem, mając nadzieję, że mój towarzysz tego nie zauważy.
Mikael uśmiechnął się pogodnie i objął mnie swoim ramieniem.
Odetchnęłam z ulgą i przyodziałam maskę beztrosko uśmiechniętej Krukonki.
- Masz ochotę na przydługi spacerek? - zapytał.
Przytaknęłam z szerokim uśmiechem, splątując nasze palce.

***

W drzwiach karczmy pokazali się chłopcy.
- Zapasy uzupełnione! - cieszył się już z daleka Syriusz pokazując nam wszystkie torby. Zapewne większość była wypełniona łajnobombami i innymi podobnymi zabawkami.
Moi przyjaciele bez pytania zasiedli przy naszym stoliku. Wiedzieli doskonale, że nie mamy zamiaru protestować. Dołączyły do nas Dorcas, Alicia i Frank. Było południe, mieliśmy jeszcze dużo czasu.
Reszta dnia upłynęła nam siedząc w karczmie, chodząc od sklepu do sklepu i rozkoszując się wszystkim smakołykami z Miodowego Królestwa. Spotkaliśmy nawet Petera całującego się  z Amirą gdzieś w głębi sklepu obok stoiska z żelkami, na co nie potrafiłam powstrzymać skrzywienia.
Nadszedł czas by wrócić do zamku. Razem udaliśmy się do przejścia. Przez pół drogi musiałam przepraszać Jamesa, który jak małe dziecko obraził się za to, że powiedziałam mu, że placek, który upiekł dla mnie w drugiej klasie na walentynki był jak fasolka o smaku wymiocin. Kiedy jednak dodałam, że było mi bardzo miło, że zrobił coś dla mnie rozchmurzył się i z bananem na twarzy, z dobrym humorem, szedł do szkoły.
Od razu skierowaliśmy się do Wielkiej Sali na... kolację!
Usiedliśmy przy stole Gryfonów i zaczęliśmy nakładać jedzenie. Niespodziewanie James szturchnął mnie, kiedy akurat nalewałam sobie kakao.
- Rogaczu! Ja cię kiedyś zabije! – prawie krzyknęłam czyszcząc sobie spodnie.
- Nie zabijesz Evans.. - łyknął soku z dyni. - Nie zabijesz.
- Nie byłabym taka pewna Potter. - prychnęłam, powstrzymując śmiech.
- Ależ Lily… Pomyśl… Jak możesz zabić miłość swego życia, narażając się na wieczną tęsknotę i gorycz po stracie niedoszłego ukochanego? - powiedział, a ja tylko pokręciłam głową ze śmiechem.
Nie zauważyłam nawet, kiedy obok mnie przysiadła się Charlotte. Porozglądałam się, czy nie przyprowadziła ze sobą tego Mikaela. Nikt za nim nie przepadał oprócz Luanny i  Rose, ale ja i Remus staraliśmy się go tolerować.
- Lily, możemy porozmawiać po kolacji? – zapytała mnie z firmowym uśmieszkiem Cleanbloodów.
- Jasne, na błoniach? - musiałam wiedzieć wszystko z jej dzisiejszego spotkania z Mikaelem. Pomimo tego, że go nie lubiłam, to cieszyłam się szczęściem przyjaciółki.
- Zgoda. - odpowiedziała, nie zaprzestając uśmiechu i już chciała znikać do swojego stołu, jednakże chłopcy zaprosili ją, aby została i zjadła z nami. Moi gentelmani!
Oby dwie pochłonęłyśmy wszystko w ekspresowym tempie. Może, nie do końca, Charlotte je niesamowicie wolno, w porównaniu do mnie.
Wyszłyśmy z Sali, rodzielając się, by skoczyć po coś ciepłego. Wieczorami było bardzo chłodno, tak więc czym prędzej pognałam schodami do Domu Lwa w poszukiwaniu jakiegoś sweterka. Jak zwykle nie mogłam nic znaleźć. W końcu wygrzebałam spod łóżka jakąś bluzę i biegiem ruszyłam na spotkanie. Mogłam się domyślić, że Charlie będzie już na mnie czekała.
- Jak tam Mikael? - zagadałam jako pierwsza, usadawiając się na ławce obok Charlie.
- Kiedy go zobaczyłam, miał bardzo radosną minę, do tego był taki szczęśliwy.. Zaprosił mnie na jakąś kameralną imprezę, a później oznajmił, że musimy poważnie porozmawiać.
- To chyba dobrze? Dotąd nie słyszałam, żebyście oficjalnie zostali parą, pomimo tego, że ciągle ze sobą chodzicie i spędzacie razem dużo czasu.
- Tak, wiem, powinnam się cieszyć, ale nie mogę. Za bardzo się martwię, Lily. - powiedziała niemrawo, wtulając się bardziej w swój czarny, puszysty sweterek.
- Och, Charlie, daj spokój! - krzyżując nogi, zwróciłam się w stronę brązowowłosej. - Za dużo nad tym wszystkim myślisz. Zamartwiasz się byle czym.. Dlaczego nie chcesz tej rozmowy? Nie próbuj mi wmawiać, że jest inaczej, bo znam cię bardzo dobrze i widzę, kiedy coś ci się nie podoba. Teraz też tak jest. - przyciszyłam głos na chwilę. - Odpowiadaj.
- Lily, ja po prostu się boję! Boję się tego, że w pełni mu zaufam, będę na każde jego skinięcie, a on to wykorzysta i mnie zostawi. Nie wyobrażam sobie.. siebie w związku, bo zanim się zacznie, ja widzę już koniec..
 - Charlie, moja Charlie - zacmokałam, przysuwając się bliżej i chwyciłam dłońmi twarz brązowookiej, zmuszając ją tym, do spojrzenia w moje oczy. - Nigdy nie będziesz naprawdę szczęśliwa, jeśli co rusz jakaś błahostka będzie cię dręczyć. Przestań o tym myśleć, po prostu nie marnuj czasu na pesymistyczne rozmyślania, bo w ten sposób nie będziesz mogła cieszyć się z bieżących wydarzeń. Nie zaprzątaj sobie głowy negatywami i nie gdybaj tak o przyszłości. Najważniejszy czas to teraźniejszość, nie przeszłość, ani przyszłość. Zapamiętaj. Bierz przykład ze mnie, nigdy nie zastanawiam się nad jutrem, ani nie wspominam przykrych rzeczy. Żyję tym, co jest teraz. I wiesz co? Jestem cholernie szczęśliwa. Mam ciebie, Huncwotów, dziewczyny, kocham was wszystkich i nie wyobrażam sobie choćby dnia bez Twojego wsparcia, działającego mi na nerwy Jamesa, zaczytanego Remusa, czy nawet tych Twoich szalonych koleżanek. - uśmiechnęłam się, a na jej twarz wstąpił serdeczny uśmiech. Jej oczy stały się szklane. Wzruszyła się. Widząc to, zaśmiałam się gardłowo. - Takim ckliwym bachorem też być nie możesz, rozumiesz? - dalej śmiejąc się, otarłam wierzchem bluzy krystaliczną kropelkę, cieknącą z jej prawego oka. Charlotte zachichotała. Poszerzyłam swój uśmiech. Poczułam ciepło na swoim policzku i czym prędzej odwróciłam głowę w przeciwną stronę, starając się to zamaskować.
Myślę jednak, że nie uszło to uwadze Charlie, gdyż jej ciepły uśmiech nie znikał nawet wtedy.
Twarda jak skała Lily, płacze.
- Cieszę się, że mam cię przy sobie - wyszeptała, dalej się uśmiechając. - A teraz.. - pociągnęła nosem i wstała, wyciągając dłoń ku mnie - Chodźmy, moja pocieszycielko, zimno mi!
Uśmiechnęłam się po raz kolejny tego wieczoru i chwyciłam jej dłoń. Zaczęłyśmy spokojnie wracać do zamku, rozmawiając o tym całym Mikaelu. Chyba jednak nie jest taki zły.

2 komentarze:

  1. Zabije się chyba... właśnie skasowałam komentarz, który bóg wie ile pisałam ! Ehh.. życie.. :D
    No to może zacznę od początku i powiem tylko, iż ten rozdział jest taki żywy, że mam aż ochotę iść i zmoknąć na tym deszczu :D
    Naprawdę nie chcę i nie mam ochoty się powtarzać, ale to co piszecie jest naprawdę niesamowite i przepełnione niebywałą energią ^^
    Lily świetnie uknuła intrygę, a Syriusz wydał mi się takim świetnym przyjacielem, jak też i 'starszym bratem' :D
    James... Och.. ten nieziemsko przystojny, mądry, piękny James Potter! Jestem w nim bezgranicznie zakochana.. niestety <3
    '- Ależ Lily… Pomyśl… Jak możesz zabić miłość swego życia, narażając się na wieczną tęsknotę i gorycz po stracie niedoszłego ukochanego?' - tym zdaniem w Tym rozdziale mnie z.a.b.i.ł.y.ś.c.i.e! Jednym krótkim sformułowaniem to ujmę: rozjebałyście system <3 Śmiałam się ładną chwilę, a mój brat uznał że jestem psychicznie chora :D ale cóż, raz się żyje xd
    A tym co powiedziała Ruda do Charlie na końcu przewyższa już totalnie wszystko :D Skłoniło mnie do przemyślenia kilku spraw i chyba naprawdę dziękuję losowi, że mogłam przeczytać coś tak wspaniałego :D
    Życzę weny kochane i szybkiego next'a :D Ja osobiście (jeżeli nie zostanę zalana przez te deszcze) nie będę umiała na niego wyczekać xd
    Wasza Victorie ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Victorie! Uwielbiam Cię! Dodajesz tyle energii i chęci do pisania! Jesteś cudowna! Jeszcze dziś zabieram się do pisania następnego rozdziału! Nic nie chcę obiecywać, ale może on się pojawić w tym tygodniu. ^^ Straaaasznie cieszę się, że Ci się podoba. Bardzo dziękuję Ci za komentarz! Niby to nic takiego, ale każdy poprawia nam humor! Świat jest piękny! ^^ :*
      Pozdrawiam,
      Lily

      Ps. Wychodzi na to, że nie tylko ty jesteś psychicznie chora... Moja siostra właśnie pyta co mi się stało, bo szczerzę się do monitora jak głupia.^^

      Usuń