poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział ósmy












– Mam już dość tego siedzenia! – jęknęła Dorcas, przeciągając się w fotelu. Dziewczyny niemal spały, to leżąc bezwładnie na sofie, to szukając czegoś tak bardzo prozaicznego, że skóra Gryfonki jeżyła się na samą myśl, że tak właśnie ma wyglądać jej dzisiejsze popołudnie.
– Nie marudź, Dori, wieczorem idziemy przecież do Pokoju Życzeń na naszą babską imprezkę! – zaćwierkała rozpromieniona Ann chodząc po pokoju w poszukiwaniu swojej szczęśliwej bransoletki. Że też stale się gubi, myślała.
– Och, ale to jeszcze tyle czasu, niedawno był obiad! – Dorcas poderwała się z łóżka i zaczęła krążyć w kółko. – Nie wytrzymam…
– Dori ma rację – Alicia odłożyła kolejną książkę. – Może czas zrobić coś, coś…
– Szalonego? – dokończyła za nią panna Meadowes, przystając na chwilę z nadzieją w oczach. O to właśnie chodziło! Kiedyż to po raz ostatni igrały z dyrekcją szkoły?
Z łazienki wychyliła się główka rudych i wciąż jeszcze wilgotnych włosów, delikatnie przykrywających zielone tęczówki lustrujące pokój z nienaganną dokładnością.
– Mało wam wrażeń? Przebiegnijcie w samej bieliźnie przez Pokój Wspólny. Gwarantuję, że to będzie najbardziej szalona rzecz w waszym życiu – zielonooka uśmiechnęła się, rozczesując włosy i pokazała język.
– Bardzo zabawne, Evans – burknęła Dorcas i powróciła do chodzenia wokół sofy.
– Chłopcy byliby zadowoleni – zachichotała ruda i schowała się do łazienki przed mrożącym krew w żyłach spojrzeniem brunetki, która wytężyła szare komórki w myśleniu – nie mogła przecież tak marnować swojego czasu.
– Frank na pewno, co Ali? – Ann znacząco uśmiechnęła się do zarumienionej panny Willie.
– Oj przestańcie… Nie chodziło mi o coś szalonego tylko o coś.. innego niż zwykle – broniła się, blondynka o karmazynowych policzkach, które piekły ją jak diabli. Jak rude diabli.
– A więc co masz na myśli?
– Chodźmy na piknik! – klasnęła w dłonie Ann. Dorcas i Alicia zmierzyły ją pełnym wątpliwości wzrokiem. Niemal równocześnie przekierowały punkt widzenia na okno, które zielonooka brunetka otworzyła na oścież. Pogoda, jak to nieraz w październiku bywało, nie zachęcała raczej do piknikowania.
– Żartujesz? – wyjąkała Alicia.
– No co wy! Przecież wcale nie jest zimno! Założę się, że jak tylko wyjdziemy na błonia to wyjdzie słońce! – upierała się Edanriver, wskazując rękoma na świat zewnętrzny, gdzie ptaki ćwierkały, a wzburzone słońce chowało się przed ludzkim okiem za pierzyną jasnoniebieskich chmur.
– W sumie… to może wcale nie jest taki głupi pomysł – powiedziała znienacka rudowłosa, w pełni gotowości stając przed pozostałą trójką. Odczekała chwilę i uśmiechnęła się szeroko. – No zbierajcie się! Chciałyście zrobić coś innego niż zwykle, czyż nie? Będzie niezapomniany piknik. Ja skoczę po Huncwotów i razem załatwimy coś do żarcia, a wy się przygotujcie.
– Po Huncwotów? – zapytała otępionym głosem Ali, łącząc swoje drobniutkie dłonie.
– No pewnie, jak piknik to piknik. Idź też po Charlotte i panny Ravenwell i... – Ann poganiała Lily, wymieniając kolejno musowych gości. Po chwili zarzuciła swoimi włosami w stronę małej blondynki i odwróciła się z uśmiechem, którego zazwyczaj posyła ci twoja przyjaciółka, tuż przed wypowiedzeniem słów typu:
– Nie martw się, Alicio, Lily na pewno nie zapomni o Franku.
– Nie śmiałabym – zaśmiała się ruda i łapiąc rozciągnięty sweter ruszyła do wyjścia.
– I po co mi to było? – szepnęła Willie i powoli skierowała się do łazienki, dotykając opuszkiem palca dolną wargę.
To wszystko jest zupełnie niepotrzebne.






ʕ•ᴥ•ʔ







Tymczasem rudowłosa dziewczyna wdrapywała się po schodach do męskich dormitorium. Skierowała się do pokoju z napisem „szósty rocznik” i weszła, jak zwykle bez pukania, opadając na skraj łóżka Petera, który z wielkim umiłowaniem skubał cukierki z obklejonych palców.
– Zbieramy się, chłopcy! – krzyknęła radośnie, na co Peter – nie notując obecności dziewczyny, z hukiem spadł z łóżka, a spoczywająca dotąd na jego kolanach paczuszka karmelków rozsypała się po podłodze. Powolutku przyczołgał się do słodyczy, po kolei chowając je w bezpieczne miejsce – jego buzię.
– Można wiedzieć chociaż gdzie idziemy? – zapytał Remus, uśmiechając się z drugiego końca pokoju.
– A czy to ważne? Z tobą, Liluś, mogę iść wszędzie! – rozczochrany młodzieniec znikąd pojawił się przed rudowłosą, siadając naprzeciwko niej. Zachichotał i podparł się ręką, wlepiając swoje brązowe tęczówki w spokojną twarzyczkę Lily.
Zignorowała go. Była przyzwyczajona do takich zaczepek i ku swojemu dziwieniu musiała stwierdzić, że coraz mniej ją one denerwowały.
– Idziemy na piknik! – odparła po chwili ciszy, uśmiechając się w stronę nadchodzącego chłopaka.
– Na piknik?! – Syriusz stanął jak wryty, nie ukrywając kpiarskiego uśmieszku, który malował się na jego twarzy. – Evans, ja zawsze wiedziałem, że jesteś szalona, ale teraz to widzę, że chyba masz coś z głową! – dodał, kręcąc głową z dezaprobatą. Nic nie zdradzało go bardziej, niż ten rosnący uśmiech, wystający spośród kosmyków kruczoczarnych włosów.
Reakcja Huncwotów ani trochę nie zdziwiła zielonookiej – sama zareagowała podobnie. Zaśmiała się pod nosem i ostentacyjnie założyła nogę na nogę.
– Dziewczyny chciały zrobić coś innego niż zwykle. Coś nowego.
– I to musi być piknik? – zapytał Remus, zarzucając brązowy sweter na białą koszulkę z kołnierzem, którego starannie wyeksponował.
– Nie jęczcie, chłopcy, nie jęczcie. No dalej! Musimy jeszcze skoczyć do kuchni, znaleźć Charlotte i Franka. – Lily wstała, skinęła głową na chłopców i ruszyła ku drzwiom.
– Evans, ja kiedyś przez ciebie zwariuję – mruknął Black, choć w międzyczasie zmienił koszulę i wyszukał skądś czarne trampki, poganiając Jamesa, który zasiedział się na łóżku z umysłowym zacięciem.
Ruda uśmiechnęła się z satysfakcją.
– Ja pójdę z Lilcią po Charlotte, a ty z Remusem idźcie po Franka i obmyślcie plan! – zarządził James, uśmiechają się szeroko, na co Syriusz parsknął, chwytając bluzę w dłoń.
– Lepiej będzie, jak ja pójdę z Rudą – podszedł bliżej Lily, lustrując zapatrzonego Rogacza, który kompletnie nie zwracał uwagi na świat wokół jego bujnej czupryny, co było dla niego strasznie irytujące.
– Przestań się ślinić, bo jeszcze się pośliźniesz po drodze – dodał z poszerzającym się uśmiechem i zrobił perfekcyjny unik przed nadlatującą poduszką. – Popraw sobie te okulary, bo coś chybiasz, młoteczku – dodał po chwili, zacmokał i ruszył do wyjścia z postawą godną wyrafinowanego buntownika, zaś rudowłosa dziewczyna podążyła jego krokami, posyłając rozbawiony uśmiech obruszonemu Jamesowi.
– Nie musisz udawać, wiem, że chodziło ci o kogoś zupełnie innego – szepnęła Lily, kiedy w ciszy schodzili po schodach.
– Nie wiem, o co ci chodzi, rudzielcu. Nie chciałabyś chyba towarzyszyć chodzącemu ślinotokowi? Ten niebieski ciuszek musi tak na niego działać – odparł z przekąsem, dostając kuksańca w bok od śmiejącej się rudowłosej.
Tak właśnie, mistrz zmiany tematu – pan Syriusz Black, wkraczając do akcji uniknął niezręcznej rozmowy.
– To od Char.








ʕ•ᴥ•ʔ








– Co teraz, kurczaczki! – krzyknął Peter, stojąc przed obrazem w złotej ramie. Przedstawiał niewielką scenę misy z owocami na krągłym, małym stole, rozciągającą się na tle złocistej polany z jednym, starym dębem. Remus ostrożnie podszedł ku niemu i stając na palcach, połaskotał leżącą obok misy zielono-żółtą gruszkę. Ta zachichotała.
James odskoczył od posągu równo z donośnym dźwiękiem, stając ramię w ramię z Peterem, który wytrzeszczał gałki oczne z ich orbit. Remus wyprostował się, uśmiechnął i założył dłonie na biodra.
– A nie mówiłem... ? – Rogacz podszedł bliżej, wyminął Remusa i odwrócił się w stronę dwójki towarzyszy.
– Czas trochę nabroić! – zachichotał i chwycił za klamkę. Z obrazu wychyliły się szerokie drzwi, prowadzące do kuchni. A to dopiero! Zwiedzanie kuchni w Hogwarcie. Byłoby to nad wyraz fascynujące, gdyby nie fakt, że wszyscy trzej Huncwoci byli tutaj stałymi bywalcami. W szczególności Peter. Tylko on.
Pociągając klamkę do siebie, Rogaś myślał, że nic mu nie przeszkodzi.
Mylił się. Bardzo.
– Beze mnie? – ukazując swój profil podirytowanej Gryfonce, James był gotowy na wszystko. No, prawie wszystko. – Mieliście na nas czekać! – oburzyła się Lily, zaś stojąca nieopodal niebieskooka dziewczyna zachichotała na słowa szeptane wprost do jej ucha przez..
–... Syriusza! – czarnowłosy podniósł wzrok i napotkał błagające spojrzenie czekoladowych tęczówek i gromiące, szmaragdowe półkule, skierowane wprost na niego.
– To wina Syriusza! – powtórzył James.
Młody Black miał w tej chwili dobry humor i tylko ze względu na ten dobry humor postanowił darować sobie uprzykrzanie życia przyjaciela.
– Powiedziałem Jamesowi, żeby zaczynał – nawet jeśli się spóźnimy. – Syriusz pokazał na zegarek, przepasany przez jego nadgarstek i posłał Lily wymijające spojrzenie doprawione szczwanym uśmieszkiem.
– Ugh, no dobra.. Wchodźmy! – Lily chwyciła Charlotte za rękę i odtrąciła Jamesa, otwierając drzwi pierwsza. Razem z Char weszły do środka, zaś James z Syriuszem podążyli za nimi.
– My pójdziemy po dziewczyny i przygotujemy resztę, do zobaczenia na błoniach! – krzyknął Remus, idąc wraz z Peterem w przeciwną stronę.
– Ale tu pachnie! – rozmarzył się James, stając tuż za zielonooką. – A jak cieplutko! – dodał, całkiem niechcący dotykając biodra Lily.
Charlotte szła pierwsza, a za nią zmaterializował się Syriusz. Wsunął zimne dłonie w kieszenie eleganckich spodni i zlustrował sufit, niby od niechcenia rozglądając się dokoła.
– Aach! Panicz Potter! – sprzed ich nosów wyłonił się skrzat, ubrany w zgniło-czerwoną szatę. Ukłonił się w kierunku Jamesa, który z uśmiechem na całej twarzy skinął głową w geście powitania.
– Witaj, Strużku.
Lily zmarszczyła brwi. Strużek?
– Skąd go znasz?
Panicz Potter zachichotał po raz kolejny tego dnia w sposób bardzo oczywisty.
– Strużek był moim skrzatem.
– O taak, James Potter był miły i nigdy nie rozkazywał Strużkowi. Struzek bardzo lubił Jamesa Pottera, bo James Potter dał mu wolność – odparł Strużek i po chwili zwrócił się do Rogacza. – Czego James Potter sobie życzy?
Syriusz cichutko parsknął śmiechem, opierając się o framugę łuku prowadzącego do gwarnego pomieszczenia, gdzie krzątało się sporo skrzatów domowych i nie zwracał uwagi na resztę wymian zdań pomiędzy dwójką rozmawiających, raczej skupiając swoje szare tęczówki na obserwacji.
– Potrzebujemy przekąsek na piknik.








ʕ•ᴥ•ʔ








Remus rozrzucił koc w niemagiczny sposób i tak samo poprawił jego końce, a gdy skończył, usiadł na krawędzi. Lua zachichotała i opadła tuż obok niego. Znad jeziora podbiegła bliźniaczka numer dwa, śmiejąc się nad wyraz donośnym i jasnym śmiechem. Skrzyżowała nogi i przysiadła między Remusem, a Luanną.
Odetchnęła głośno, wykrzywiając kąciki ust w szerokim uśmiechu.
– Powietrze jest takie świeże i rześkie! Ann miała całkowitą rację, dzisiejsza pogoda jest idealna!
Oboje przytaknęli, cicho, całkiem przymusowo. Niemal równocześnie spojrzeli na siebie, wychylając się zza pleców Rose, która ożywionym tonem komentowała układ chmur i uśmiechnęli się, powracając do wcześniejszej pozy. Wiedzieli już, że Rose nie przestanie rozprawiać o wszystkim w zasięgu jej wzroku.
 – Tak, masz rację, Rosie. Jest fajnie. – Luanna również skrzyżowała nogi i wlepiła wzrok w ośnieżone góry i spokojną taflę jeziora, gdzie to wszystko odbijało się w niewiarygodnie uroczym świetle. Westchnęła, nabierając do płuc dawkę chłodnego powietrza i uśmiechnęła się, nasłuchując głosów zza pleców.
– Idzie jedzieniee! – sapał Peter, noszący dwa pękające w szwach koszyki. Uradowany, kołysał się we wszystkie strony, trzymając w buzi kawałek ciastka. Oczywiście, o ile kawałkiem można nazwać tuzin średniej wielkości ciastek o marmoladowym nadzieniu, których najwyraźniej na pikniku zabraknie.
– Jak idziesz, baranie?! Zaraz wszystko wywalisz! – szybko wyłoniła się Lily, z parzącym pośpiechem odbierając jeden koszyk Glizdogonowi. Wydęła wargi i zmarszczyła brwi, wymijając go wyniośle.
Tuż za nimi maszerowała trójka znajomych, prowadząca pogawędkę o niczym szczególnym – tak powiedziano by Lily, gdyż poniekąd dyskusja dotyczyła jej osoby. W żadnym razie nie było to obgadywanie, a gdzie! Syriusz raczej nazwałby to konwersacją na temat dobrobytu przyjaciela, która służy w omówieniu i konfrontacji typowych zachowań, bez jego wiedzy, czyli dla jego dobra!
Lily zamaszyście przycupnęła na kocu i starannie rozłożyła znajdujący się w koszyku prowiant, zgodnie z perfekcjonizmem wrodzonym rudowłosej pani Prefekt. Charlotte przygładziła sukienkę i usiadła obok, pomagając w rozpakowywaniu.
James przybiegł, zwinnie unikając kładącego się na kocu Syriusza i objął Lily ramieniem, uśmiechając się szeroko.
– Będziesz moją idealną Panią domu! – krzyknął. – Już czuję zapach ciast przyrządzanych przez Ciebie na święta!
– Głupek.. – syknęła.
Syriusz zaśmiał się cicho i chwycił soczyście czerwone jabłko, wgryzając się w jego twardy miąższ swoimi bialutkimi zębami. Włożył dłoń pod głowę i wpatrywał się w promienie słońca przedzierające się przez pożółkłe liście dębu.
– Ej! Zaczynacie bez nas?! – Dorcas przystanęła nad Lily i posłała jej mordercze spojrzenie, zaś ruda jedynie wzruszyła głową, jakby w ogóle nie zdawała sobie sprawy z piorunującego wzroku panny Meadowes. Atmosfera szybko zelżała, kiedy tylko tęczówki Dori spoczęły na Charlotte, która akurat gawędziła z Syriuszem.
– Zaraz wracam, dostanie ci się później!
Ann podeszła do Remusa i zaczęła rozmowę na temat jego choroby – głównie zadawała pytania, jakimi dręczy go od samego początku nocnych „eskapad” do Chaty, o których oczywiście nie wiedziała, ale była bardzo ciekawską osóbką.
– A tak dokładnie, to... co to za choroba? – Remus delikatnie poruszył ramionami.
– Dziedziczna, strasznie męcząca.
Nastąpiła chwilowa cisza, kiedy przed wszystkimi stanęła panienka Willie, zaciskając swoje drobne piąstki, zaś zza niej wyłonił się Frank. To właśnie ta chwila, myślała.
– Chciałam... to znaczy, chcielibyśmy wam coś powiedzieć...
Frank chwycił Alicię za rękę i posłał uśmiech w stronę swoich przyjaciół.
– Ja i Alicia, jesteśmy razem! – dodał, uśmiechając się. Wszyscy zerwali się by przytulić świeżo upieczoną parę, choć każdy musiał przyznać – to była tylko kwestia czasu.
– W końcu! – James objął nieco speszoną dwójkę i spojrzał na Lily, mówiąc: – Kiedyś przyjdzie pora i na nas, będę na ciebie czekał po wsze czasy!
– Ależ tak, z pewnością! – odpowiedziała, śmiejąc się perliście. Tymczasem, z grupki przytulających się przyjaciół wypchał się Peter, stając przed wszystkimi.
– Zacznijmy już jeść, dobra?
… co spowodowało kolejny wybuch śmiechu, tym razem jednak, wszyscy zasiedli na kocu w rozgadanym nastroju, podając sobie kubeczki i talerzyki. Jedząc, bezustannie rozmawiali o wszystkim i o niczym, co chwila śmiejąc się na cały Hogwart.
I żyli długo i szczęśliwie...








ʕ•ᴥ•ʔ








... ale na tym nie koniec. Wieczorem, kiedy wszyscy rozeszli się do swoich komnat, grupka dziewcząt siłą wyciągnęła zielonookiego rozczochrańca, który smętnie ciągnął nogę za nogą, co chwilę wzdychając ciężko, jak gdyby chcąc wyrazić swoje cierpienie tą „męczarnią”.
– Och, Merlinie, Lily! – Dorcas podtrzymała swój jasno-żółty śpiwór, odwracając się z karcącym wyrazem twarzy. – Nie wzdychaj tak, tylko chodź!
– Kiedy ja nie chcę!
Dziewczyny odwróciły się w stronę Rudej i posłały jej pełen rozbawienia uśmiech. Miały przeogromną satysfakcję z faktu, że pomimo katorgi, jaką przeżywa Lily, zobowiązała się do babskiego wieczoru z nimi i bez względu na to, że była ich przeciwniczką, musiała to znosić dla swoich przyjaciółek. Po niecałej minucie drogi, wszystkie stanęły przed ścianą z Barnabaszem Bzikiem i trollami. Dorcas puściła swój śpiwór i zaczęła energicznie chodzić wokół ściany, skupiając się na jednej myśli. Kiedy robiła to już po raz trzeci, przed dziewczynami rozpostarły się ogromne drzwi ze wzorzystymi wyryciami w kolorze czarnym.
– No to babski wieczór czas zacząć! – zaśmiała się i pociągnęła Lily za rękaw, uprzednio chwytając jasno-żółte zawiniątko.
– Ojej – mało entuzjastycznie mruknęła panna Evans.
– Nie marudź, Lilka! Będzie fajnie! – Ann wepchnęła Lily do środka i nie odstając od reszty dziewczyn, niemalże pisnęła z zachwytu – Sala była uściśleniem wymarzonego miejsca na tę a nie inną „imprezę”, wszystkie rzuciły się na wielkie, pierzaste pufy i z dziecięcą fascynacją oglądały każdy zakątek pokoju. W międzyczasie, zrzuciły swoje okrycia i paradowały po pomieszczeniu w swoich piżamach. Dywan był miękki i delikatny, zwisające lampiony dodawały nieopisywalnego uroku, i wszędzie walało się masę „pierdółek”, których Lily nie potrafiłaby nazwać.
– Och, świetnie. – Byłoby wprost nadzwyczajnie podejrzanie, gdyby Lily była choć odrobinę zaintrygowana wystrojem wnętrza. Dlatego też bez zbędnego zachwytu i potoku „ochów” i „achów” opadła na liliową pufę, która – trzeba przyznać, była niesamowicie przyjemna. Westchnęła i rozłożyła się, jak kotka na łóżku swojego właściciela. Jak rasowa, ruda kotka!
Minęło pięć minut, nim dziewczyny przestały cieszyć się wyglądem Sali i zauważyły, że jeszcze brakuje trzech Krukonek, których do tej pory żadna nie widziała.
– Lily! Charlotte mówiła, że się spóźni? – zapytała Dorcas, przysiadając obok rudowłosej, gdy ta niechętnie rozchyliła powieki.
– Ach, no tak! Zapomniałam wam powiedzieć, że dziewczyny przyjdą trochę później.
Dorcas podniosła się i wstała na równe nogi.
– Ugh! Czy ciebie już ktoś nie zabił?
Lily uśmiechnęła się, zadziornie marszcząc swój zadarty nosek i skrzyżowała ręce pod głową.
– W razie, gdyby naszła cię taka ochota, uprzejmie proszę o ustawienie się w kolejce.
Obie wybuchnęły śmiechem, dokładnie w chwili, kiedy Ann wydarła się na całą Salę, wołając je do siebie. Dorcas wyciągnęła dłoń w stronę Lily i pomogła jej wstać, a wtedy skierowały się do nawołującej Edanriver.
Usiadły w kółku i rozpakowały przekąski, umieszczając je w miskach.
– Od tych słodyczy stanę się gruba! Dzisiejszy dzień stanowczo nie należy do zdrowych!
– Oj, zamknij się, Ann. Jesteś najchudsza z nas wszystkich. Patyk z ciebie! – Dorcas rzuciła w Ann bryłką o smaku toffi i zaśmiała się, kiedy ta otrzepywała swoją piżamę z przerażeniem w oczach.
– Dori, to moja ulubiona piżama! – oburzyła się i wyjęła różdżkę ze swojej bluzy, usuwając ledwie widoczną plamkę.
Niepohamowany śmiech rozdarł całe pomieszczenie, dziewczyny nawet nie zauważyły, kiedy obok nich zjawiły się Krukonki, siadając w kółku razem z nimi. Charlotte miała na sobie krótką satynową koszulę w kolorze brzoskwini, a bliźniaczki ten sam kombinezon na ramiączkach o jasnych, słonecznych odcieniach. Tylko Lily nie pokusiła się na równie dziewczęcą piżamę. Spojrzała na siebie i potakując stwierdziła, że jej strój w hipopotamy jest o niebo lepszy.
–... i tak właśnie pomalowałam paznokcie Lily na kolor wściekle różowy, była zła, ale bądź co bądź wyglądała uroczo! – opowiadała Dorcas, śmiejąc się co kilka słów. Chwilę później i dziewczyny odnotowały obecność bliźniaczek Ravenwell oraz panienki Cleanblood, a wtedy Alicia wyłoniła się zza Ann z monstrualną kosmetyczką w ręku, i zawołała:
– Czas zrobić się na bóstwo!
Dziwnym trafem, wzrok Alici spoczął na Lily, tylko Lily.
– O nie! Nie, nie, nie!
– Lily! Będziesz wyglądała pięknie!
– Nikt tu nie wejdzie, tylko cię umalujemy, uczeszemy i... – Dori zmierzyła wzrokiem sylwetkę zielonookiej. – ...i przebierzemy.
– Tylko?!
– No Lilcia, z nami nie wygrasz. Nie chcesz chyba, męczyć się z nami całą noc? – Ann uśmiechnęła się złowieszczo i wyjęła z kosmetyczki kilka tubek.
– Jak ktoś się dowie, to pozamieniam was w gumochłony! – mruknęła dziewczyna i usiadła na wyczarowanym przed chwilą krześle.
Wszystkie zabiegi kosmetyczne były dla rudowłosej męką, ale jej przyjaciółką sprawiały ogromną radość. Każda brała w tym udział, czasami nawet dochodziło do przepychanek. Lily sama nie mogła nie uśmiechnąć się, gdy bliźniaczki kłóciły się o to który odcień czerwonej szminki będzie lepszy.
– Ali, jak tam układa się wam z Frankiem? – zapytała rudowłosa.
– Lily! Nie mów nic! Maseczka! – fuknęła Rose.
– Długo jeszcze mam siedzieć z tą mazią na twarzy? Nie mogę już wytrzymać! Nos mnie swędzi!
– Tyle ile będzie trzeba! – prychnęła tym razem Meadowes. – No, ale czekamy na odpowiedź, Ali!
– Jest.. dobrze – uśmiechnęła się zdawkowo Gryfonka znad rudych włosów przyjaciółki. – Lily! Nie jedz maseczki! – krzyknęła, dramatycznie odrzucając dłoń, której palce śmigały po linii żuchwy, gdzie wspominanej mazi było najmniej.
– Dobra jest!
Dori pokręciła głową z dezaprobatą i zmyła różdżką maseczkę z twarzy Lily.
– Ej, no!
– Nie marudź, tylko wstań. Musimy zrzucić z ciebie tę obojnacką piżamkę i włożyć ci coś ładnego – zaświergotała Ann, podczas gdy Ruda z trudem wstała i weszła za kotarę.
Po dłuższej chwili zaciętej polemiki, Luanna złapała za jasno-zieloną, satynową koszulę za połowę ud i wślizgnęła się do Lily, wciskając materiał w ręce dziewczyny.
– Koniecznie ją załóż! Jest idealna, podkreśla twoje oczy i... – ale rudowłosa Gryfonka wcale jej nie słuchała, choć zmagała się z dziwnym poczuciem odmienności i w głębi duszy naprawdę chciała uszczęśliwić swoje przyjaciółki, nawet jeśli miało to oznaczać przebieranki, malowanki i tego typu „babskie zajęcia”, których od zawsze nie lubiła.
Z cichym westchnieniem przyjęła koszulę i przebrała się. Skwapliwie obejrzała się w nowej piżamie i stwierdziła, że nie wie, jakim cudem mogłaby w tym funkcjonować, nie narażając się na obnażanie swoich kończyn.
Drogi Merlinie!, myślała, Jakie to krótkie! Ściągnęła skrawek materiału w dół i leniwie wysunęła się do przodu, skazując siebie i swoją godność na rozchichotane tęczówki dziewczyn.
Ann pisnęła z zachwytu, zwiastując nagłą zmianę atmosfery, w której dało się słyszeć jedynie podniecone dyszkanty Dorcas, Alici, Luanny, a nawet Rose. Charlie nie potrafiła się powstrzymać i mocno przytuliła Lily – czego ta najzwyczajniej nie zrozumiała. Lekko ogłuszona, nie potrafiła się nie uśmiechnąć i – nie zarumienić.
– Wyglądasz w tym jak prawdziwa laska! Współczuję Jamesowi, że nie będzie miał okazji cię w tym zobaczyć! – mówiła Dori, uśmiechając się słodko, jak nigdy dotąd.
– Bardzo dobrze, nim minie koniec tego spotkania ściągnę ją z siebie. – Dorcas załamała ręce, dziewczyny jęknęły.
– Przykro mi! – dodała, śmiejąc się.
Dziewczyny spojrzały po sobie i powróciły wzrokiem ku Rudej.
– Jesteś już prawie gotowa, ale to nie koniec! Czas oddać cię w ręce Charlotte – powiedziała Alicia, zgrabnym ruchem dłoni nakazując zielonookiej usiąść na wcześniej zajmowanym krześle, robiąc miejsce dla niebieskookiej Krukonki, która z delikatnym uśmiechem dotknęła włosów Lily.
– Nie będzie bolało – szepnęła nad jej uchem i wyprostowała się, rozczesując lekko pofalowane kosmyki Rudej. Ta uśmiechnęła się i odchyliła głowę do tyłu, oddychając z ulgą.
– Coś jeszcze mnie czeka?
Brązowowłosa Krukonka zachichotała.
– Zobaczysz!
Luanna i Rose zaczęły kłócić się o błahostkę, i nim można było postrzec, biły się poduszkami, a pierze z ich środka niechętnie unosiły się w powietrzu.
Ann i Dorcas szybko do nich dołączyły, śmiejąc się głośno. Pierz fruwał we wszystkie strony.
Lily zachichotała i obróciła się w stronę Charlotte. Posłała jej rozbawioną minę, jednak w ułamku sekundy zmieniła się ona diametralnie, oczy rudowłosej maksymalnie się rozszerzyły, a Charlie zmarszczyła brwi i zmierzyła zielonooką pytającym spojrzeniem.
– Wiedziałam, że mnie nie zostawicie! – Ruda wstała, teatralnie rzucając się na szyję swojemu wybawicielowi, który zwolnił ją z obowiązku udziału w tej babskiej zabawie, z czego była bardzo zadowolona. Czarnowłosy Gryfon zagwizdał.
– Ruda, puść może już tego Remusa, bo nie ręczę za Jamesa, jeszcze jak jesteś w takim stroju! Muszę przyznać, że prezentujesz się w nim całkiem, całkiem – widok swojej przyjaciółki puszczającej oszołomionego Lunatyka był na tyle zabawny, że Syriusz zaczął podstępnie chichotać, wsunąwszy dłonie w kieszenie spodni.
Pomimo euforii związanej z zaznaniem chwilowej wolności, Lily zdała sobie sprawę, że stoi przed Huncwotami w zielonej halce.
– Miało was tu nie być! – wycedziła cicho przed zaciśnięte zęby.
– Ja tam jednak cieszę się, że tu jestem. – Jeszcze jego tu brakowało! – Nie spodziewałem się, że będzie tak ciekawie.. – rozczochraniec rozpromieniwszy się, dodał: – Może teraz czas na mnie?
Panna Evans złapała to, co miała pod ręką i cisnęła tym w Jamesa – los chciał, że była to szczotka. Gryfon zwinnie schylił się zanim przedmiot zdążył w niego uderzyć. Refleks szukającego.
Wszystkie dziewczyny stały wpatrzone w rudowłosą i stojących przed nią chłopców, szykując się na nadchodzące piekło. Każda z nich była niemal pewna, że rudowłosa zaraz wybuchnie. Nie wiedziały jak bardzo się mylą. Gryfonka faktycznie wybuchła, ale perlistym śmiechem.
– Podobam ci się? – ruszyła w stronę Rogacza, próbując przy tym kołysać biodrami. Chcąc, nie chcąc, wyszło jej to całkiem niedbale i nie udało jej się do końca utrzymać powagi, tak więc, nastąpiła salwa śmiechu, którą sama zapoczątkowała.
Dziewczyny patrzyły się na wszystko zdziwione, kiedy pozostała piątka skręcała się w spazmach niepohamowanego śmiechu. Pierwsza ocknęła się Dorcas.
– Co wy tu robicie?! – z miną bardzo poważną stanęła z założonymi rękoma przed niechcianymi gośćmi. – Chyba wyraźnie wam mówiłyśmy, że to BABSKI wieczór. Nie zmieniliście płci, co?
– Och, Dori, Dori. Właśnie dlatego tu przyszliśmy. Nie mogliśmy przegapić takiej okazji – opanowawszy się, z lekkim uśmiechem, odparł Syriusz.
– No właśnie! Lily w takim stroju! No poezja – Rogacz wyprostował przekrzywione okulary. Nim się zorientował znajdowały się na starym miejscu na skutek kuksańca od płomiennowłosej Gryfonki. – Auu! No co, Liluś? To nie zdarza się codziennie!
– Idę się przebrać – oznajmiła rudowłosa, a wstając pchnęła podnoszącego się Jamesa, który w wyniku z tym ponownie opadł, choć nie mógł się powstrzymać przed obserwacją każdego ruchu swojej mon-amour.
– Nie! – zdążył wykrzyknąć chłopak, ale ta już zniknęła za kotarą. – Mam teraz takie marzenie – dodał po chwili, wstając. – A zaraz! – uśmiechnął się przebiegle. – Jaki zbieg okoliczności! Jesteśmy w Pokoju Życzeń! – posłał Syriuszowi znaczące spojrzenie i szepnął: – No, więc chciałbym, żeby tak kotara…
– Nie kończ! – zza zasłony warknęła Lily, wyrzucając zieloną piżamkę.
– Zostawię sobie na pamiątkę. Będzie na naszą noc poślubną!
– Ty i ta twoja bujna wyobraźnia! – stwierdziła rudowłosa z uśmiechem, siadając obok chłopaka. Przebrana w strój w hipopotamy.
– Gustowna piżamka, Lily – zaśmiał się Remus zajmując miejsce obok siedzącej nieopodal Luanny.
– No cóż. Jak się już tak rozgościliście to chyba nie będziemy was wyganiać – powiedziała Charlotte podchodząc do Łapy.
– O to, to! Ty to nie głupia jesteś, panno Cleanblood – zachichotał Syriusz. – To imprezę czas zacząć – mruknął, biorąc pod rękę uśmiechniętą Krukonkę i ruszył wraz z nią do reszty przyjaciół. – Mamy wskoczyć w piżamki? – zapytał, opadając na miękką pufę, a nogi kładąc na stoliczek, który właśnie się pojawił.
– Obejdzie się, Black – odparła Charlie biorąc do ręki jedno z czekoladowych ciastek, uprzednio zajmując miejsce obok.
– No to co teraz będziemy robić? – wtrącił Peter.
– No wiesz Glizdogonie – malowanie paznokci, obgadywanie, robienie listy najprzystojniejszych chłopaków, na której zawsze się znajduję… – wyliczał Syriusz.
– Znawca z ciebie, Łapciu. Mam nadzieję, że nam nie zrobicie tego samego co Lily – zachichotał Remus.
– Uwierz, nie chciałbyś przeżyć tego co ja. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłabym tego! – rudowłosa stanęła nad przyjacielem i uśmiechnęła się chytrze. – Chociaż… Regulus w warkoczach…. To byłoby ciekawe.
– Albo Smark w różowej halce – zaśmiał się James, a po dłuższym zastanowieniu dodał: – Tak, to dałoby się zrobić.
– Myślisz o tym co ja? – zapytał Syriusz, szepcząc prosto do ucha Jamesowi
– O tak! – obaj krzyknęli, przybijając piątkę.
– Och, czyli w gruncie rzeczy, osobą podającą wam niewinne szkice pomysłów, jest nasza Pani Prefekt? – zachichotała Charlotte.
– Uwierz, Lily to niezłe ziółko. W połączeniu z tymi dwoma wcielą swój plan w życie szybciej niż myślisz – odpowiedział Remus. – To Huncwoci – uśmiechnął się.
– Przyznam, że jesteście od jakiegoś czasu bardzo grzeczni – porozumiewawczo mrugnęła do nich Ann.
– Grzeczni? Ostatnio obrzucili łajno-bombami lochy, co w gruncie rzeczy, było całkiem udane – powiedziała Alicia przypominając sobie minę woźnego i zaśmiała się, słodko marszcząc nosek.
– Właśnie wtedy miałaś swój ostatni szlaban, Lily.
– Nie powinnam go dostać. Rzuciłam tylko raz, bo mi Peter kazał – mruknęła.
– Wyrwałaś mi ją z ręki – odburknął chloral, a dziewczyny zachichotały.
– Nie moja wina, że nie mogłeś porządnie trafić – uniosła się rudowłosa, ledwie opanowując śmiech.
– Pech chciał, że akurat, jakimś cudem znalazła się tam nasza ukochana opiekunka!
– To był piękny dzień – rozmarzył się James – Ślizgoni cali byli w łajno-bombach. No, piękny widok!
– Jesteście niemożliwi! – stwierdziła Char, śmiejąc się dźwięcznie.
– O tak! Niemożliwie przystojni, niemożliwie inteligentni…
– Nie wymieniaj aż tyle, Syriuszu. Zostańmy przy tym pierwszym – Krukonka przerwała mu, nie zaprzestając uśmiechu, bo choć nie było to zbyt kulturalne z jej strony, nie ważyło się na równi z tym, co odczuła później. Może to ze zmęczenia, a może za dużo się działo, Charlotte pokrótce uświadomiła sobie, co właśnie powiedziała.
– Wiesz, Charlotte, schlebia mi, że uważasz mnie za przystojnego, chociaż muszę przyznać, że sam o tym dobrze wiem, ale ranisz moje uczucia uważając za mało inteligentnego! – chłopak teatralnie położył rękę na ramieniu dziewczyny, a drugą złapał się za serce. – Jestem bardzo wrażliwy. Nie wiem jak uda ci się mnie teraz przeprosić.
– No, Char. Muszę przyznać rację Syriuszowi – pokiwała głową Rose i posłała Łapie współczujące, ale pełne rozbawienia spojrzenie.
– Teraz... – westchnął. –... to nawet buziak nie wystarczy.
– O, to jest już z nim naprawdę źle. Zwykle to załatwia sprawę – zaśmiał się Lunatyk.
Charlotte zaśmiała się cicho, stawiając czoła spojrzeniu Łapci.
– Pozostaje mi tylko błagać o wybaczenie – stwierdziła.
Syriusz otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale właśnie w tej chwili James musiał zacząć użalać się nad sobą:
– Ty też, tak bardzo mnie ranisz, Liluś. Nie wiem jak ja to przeżyję! – Gryfon położył się na kolanach rudowłosej i jęczał, jak bardzo boli jego serce. – Jednak, myślę, że jak się ze mną umówisz to ci wybaczę.
– Głupek! – zaśmiała się Lily i strąciła go z kolan.
– To może chociaż buziak? – zapytał z nadzieją, ale Ruda jedynie zmierzyła chłodnym spojrzeniem. – W policzek? – ciągnął.
– Lily, popatrz na jego minę. Chyba mu się nie oprzesz! – powiedziała rozbawiona Alice.
Gryfonka cmoknęła uradowanego chłopaka w policzek.
– Tylko mnie teraz o coś poproś! – zagroziła.
James wyszczerzył się i dodał:
– Chciałem prosić o rękę, ale jednak z tym poczekam.
Kiedy wszyscy śmiali się z głupoty przyjaciela Syriusz schylił się do Char i niechybnie muskając ustami jej ucho, szepnął:
– Serce nadal mnie boli. Zgłoszę się kiedyś po wynagrodzenie.
Rozmowy nie ucichły ani na trochę, nawet Peter rozgadał się na dobre. W końcu, chłopcy zażyczyli sobie śpiwory, które zaraz się pojawiły i, jak można się było domyślać James rozłożył swój tuż obok Lily. Nastała długo oczekiwana ciemność.
Gdy dziewczyna już zasypiała Rogacz szepnął jej do ucha:
– To był miły wieczór.
– Tak, idź już spać, Rogasiu.
– Już niedługo się ze mną umówisz, Lily.
Zielonooka uśmiechnęła się w ciemności, odsłaniającej blask jej tęczówek.
– Śpij już.
Wszyscy zasnęli z uśmiechami na twarzy. Cieszyli się, że mogą spędzać ze sobą tyle czasu. Doskonale wiedzieli, że największą i najsilniejszą magią jest przyjaźń no i…
miłość, ale o tym mieli się dopiero przekonać.






7 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział, aczkolwiek alarm ''tęczówka'' rozwala mi system. Musicie bardzo lubić wyrażenie ''jego jakieś tam tęczówki'', ale tak naprawdę bywa męczące, gdy jest tego za dużo. ;)
    ,,...szmaragdowe półkule...'' What!?
    Cieszę się, że już ten rozdział jest, bo dłuuugoo czekałam. :)
    Mam nadzieję, że niedługo coś między Jamesem, a Lily zaiskrzy. ;3
    Pozdrawiam,
    Carmen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejciu, musisz nam wybaczyć te błędy, obiecałyśmy dodać rozdział wczoraj i pomimo faktu, że dodałam go wpół do dwunastej, obietnicy dotrzymałyśmy! Lily stanowczo wzięła do siebie te słowa, zresztą, ja też i nie bacząc na konsekwencje, opublikowałam nasz tekst - w nadzei, że nikt nie zdąży go przeczytać, do czasu, gdy na spokojnie się za niego zabiorę i po raz setny sprawdzę.
      Szmaragdowe półkule! Miałam na myśli oczy, zielone oczyska Lily. Raz natrafiłam na ten zwrot i strasznie go polubiłam, spodobał mi się bardzo >_<
      Dziękuję za miłe słowa, postaram się usunąć nadmiar 'tęczówek' i w miarę doprawić niektóre momenty :))
      Buziaki!

      P.S. Ja też się cieszę, że rozdział jest! Bałam się, że dojdzie do zawieszenia bloga... Och! Zdradzę Ci, że między Jamesem, a Lily zacznie robić się coraz... cieplej!

      Usuń
    2. Mi się tam rozdział podoba. :)
      Wiele fanficków potterowskich ma okropny nadmiar owego wyrażenia, więc spoksik. xDD
      Nie mogę doczekać się tego "ocieplenia". ;)

      Usuń
  2. Ahhh... Wiem, że mnie zabijecie, ale obiecałam, że ujrzycie moj komentarz, więc ujrzycie. Nareszcie mam komputer i nadrabiam zaległości.
    Jest 23.40, wszyscy śpią, a ja ledwo się hamuje żeby nie wybuchnąć śmiechem. Uwielbiam takie rozdziały, przypominają mi jak ważni są dla mnie przyjaciele i chwile z nimi spędzone, a na przykładzie Huncwotów widać to najlepiej, a przynajmniej w waszej historii.
    Muszę przyznać, że chociaż na początku rozdział wydawał mi się długi to połknęłam go w 10 minut i tak jak mówię nie sposób było się przy niektóryych momentach nie uśmiechnąć... modliłam się żeby nikt nie usłyszał mojego śmiechu, który z trudem powstrzymywałam.
    Ahhhh... babski wieczór czas rozpocząć! Świetnie go opisałyście... po prostu cud i miód, a pojawienie się Huncwotów potem to jak wisienka na torcie :* Zresztą czytałam to na jednym wdechu, a poza tym to mnie też tak kumpele załatwiają prawie w każdy piątek albo kiedy indziej na takich wieczorkach... ostatnio kazały zamknąć oczy i zanim się skapnęłam próbowały przefarbować mi włosy xD moja mina - bezcenna. dobra, koniec o tym :D
    Zazdroszczę Lily Jamesa. I to bardzo... jednak w tym rozdziale moją uwagę zwrócił Syriusz... było w nim coś takiego innego - coś takiego co lubię jak postacie są właśnie tak ucharakteryzowane :D Takie połączenie starszego brata i hmm... nwm po prostu jak czytam o nim, tak mi jakoś miło xD
    Pomysł z piknikiem na początku wydał mi się nudny, ale dalsza część rozdziału i teksty bohaterów wszystko załagodziły.
    Piszecie wspaniale.. nie sposób przewidzieć niektórych momentów, niektore są wręcz nieprzewidywalne... hmm... tak ciepło, przyjemnie, aż miło się czyta coś takiego :D No to może teraz pora przejść do cytatów?
    Od razu mówię, że teksty Lily mnie po prostu powalają... leżę i nie wstaję ;D
    "– Mało wam wrażeń? Przebiegnijcie w samej bieliźnie przez Pokój Wspólny. Gwarantuję, że to będzie najbardziej szalona rzecz w waszym życiu. " - hahahahahhah oj na pewno !!! Boskie <3
    "– Evans, ja zawsze wiedziałem, że jesteś szalona, ale teraz to widzę, że chyba masz coś z głową! " - KC Syriusz :*
    Co do jęczenia Ann na temat słodyczy, to jak to czytałam, to poczułam się tak jakbym to ja mówiła... uważam że jestem gruba, nie jem prawie nic.... i każdy mówi mi że jestem patyk xD Łączę się z tb w bólu Ann :D
    Powtórzę to jeszcze raz: kocham Syriusza w tym rozdziale i modlę się o to aby był z Charlie :D Taka ładna z nich para <3
    Co mogłabym wam jeszcze napisać? Dzięki Lily za te nasze rozmowy... widać to imię ma coś wspólnego xD
    A no i chciałabym powiadomić was o nominacji do VBA :D Szczegóły u mnie w zakładce :D
    Wiem, że jestem prawie miesiąc od publikacji, ale odpiszcie xD mam nadzieję, że komentarz Wam się spodobał i cóż - życz weny i do następnego !
    Wasza Toori <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ mam wspaniały początek dnia! <3 Zabić Cię nie zabijemy... chociaż muszę się przyznać, że w naszych głowach rodziły się takie plany. :D No, ale nie ważne kiedy piszesz, ważne, że zawsze o nas pamiętasz i dajesz nam Twoimi komentarzami tyle energii i motywacji!
    No i ...przez Ciebie szczerzę się do monitora jak głupia! Dobrze, że nikt mnie nie widzi. :D
    Co do Lily i Jamesa. Kto nie chciałby mieć takiego Pottera? :D
    A Syriusz? Mam nadzieję, że jeszcze niejednym Cię zaskoczy. Ja też go uwielbiam...tak jak zresztą wszystkich Huncwotów. :D
    Następny rozdział już niedługo, a Twój komentarz jeszcze przyspieszy datę jego publikacji. Akcja powoli się rozkręca i wierzymy, że Ci się spodoba. Zobaczymy jak nam to wszystko wyjdzie. :)
    Nie pozostaje mi nic innego jak tylko bardzo, bardzo, bardzo Ci podziękować również za rozmowy, za cudowne, długaśne komentarze i za wszystkie miłe słowa.
    A! No i za nominację do VBA. :D
    Lily:*


    Ps. Niedługo zajrzę do Ciebie. Przepraszam, że jeszcze się tam nie pojawiłam, ale dni mijają o wiele za szybko! No nic. Obiecuję, że w ciągu tygodnia zaglądnę ( nie muszę nawet obiecywać, na pewno to zrobię skoro zżera mnie ciekawość). :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bloga odkryłam stosunkowo niedawno i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba, chociaż Lily raczej nie przypomina tej Lily, która występuje w większości blogów i oryginale ;) Ale oczywiście nie mowie, że to jest źle :P W którejś tam notce napisałyście, że krukonki zawsze stanowiły dla większości dziewczyn jakiś taki autorytet, z czym oczywiście sie zgadzam, bo tez wychwycilam cos takiego w książce :) Już tam dalej rozpisywać sie nie bede, bo, po pierwsze, jakoś tak strasznie nie po polsku mi wychodzi a po drugie jestem prawie dwa miesiące po opublikowaniu notki, ale jakoś tak musiałam napisać ten komentarz :* Gdybyście mogły, informujcie mnie o nowych notkach na moim blogu all-about-marauders.blogspot.com ;)
    PS.: Kiedy next???

    OdpowiedzUsuń