czwartek, 11 kwietnia 2013

Prolog


Dziś są siedemnaste urodziny Charlotte. Jak to bywa, przez długi czas nie miałam pojęcia, co jej kupić, jednak w końcu wymyśliłam, że zakupię jej tą piękną, białą sukienkę, którą zawsze oglądała, kiedy tylko przechodziłyśmy obok jej ulubionego sklepu. Życzyłam jej spełnienia marzeń, których z pewnością ma wiele i jak najlepszych ocen w nowym roku szkolnym, w Hogwarcie.
Leżę na naszej polanie, a obok mnie Charlotte, w prezencie ode mnie. Zaśmiałam się w duchu. Co za szalona dziewczyna! Założyła ją niemal od razu, w parze z jej bordowymi Conversami. Nie bała się, że ją zniszczy, ani, że może się pobrudzić. Była taka beztroska.
Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, a ja zaczęłam wspominać czasy sprzed kilku lat, kiedy po raz pierwszy pakowałam się do Hogwartu.

Z szerokim uśmiechem na ustach, rudowłosa dziewczynka poczęła pakować swoje rzeczy do jednej z walizek, wyliczając wszystko po kolei, by czegoś przypadkiem nie zapomnieć. Jej zielone tęczówki błyszczały radosnymi iskierkami, nie mogła się doczekać jutrzejszego dnia, w którym po raz pierwszy znajdzie się w magicznej szkole. Jako, że była bardzo staranną i poukładaną dziewczynką, po raz pięćdziesiąty spojrzała na rzeczy, które spakowała, upewniając się, że wszystko gotowe. Nie mogła uwierzyć w to, co się wokół niej dzieje. Już jutro pojedzie Ekspresem do Hogwartu!
Jej rodzice, którzy są mugolami, szybko to zaakceptowali, byli dumni ze swojej córki. Co do siostry rudowłosej, ta od dłuższego czasu jej nie lubiła i uważała, że jest zwykłym dziwakiem. Nie chciała wierzyć w magię. Jednak, tylko przy niej mała Lily pozwalała sobie na czary, oczywiście nie były jakieś skomplikowane, czy zaawansowane, w końcu dziewczynka zaledwie miesiąc temu dowiedziała się, iż jest czarodziejką. Potrafiła w pewnym stopniu kontrolować zdolności. Nauczyła się robić małe ptaszki z origami, które po jej słowach latały, jakby były żywe. Dziwne, prawda? Zdecydowanie nie było to normalne. To zaledwie jeden przykład tego, czego Lily przez ów miesiąc się nauczyła. Petunia odchodziła od zmysłów, przyglądając się temu, co wyczynia jej młodsza siostra. Groziła skargą u ich rodzicielki, nie lubiła spędzać z nią czasu, gdy ta odchodziła od normalności, wykazując się magicznymi zdolnościami.

Przypomniałam sobie, jak poznałam moją Charlie. Obie jesteśmy już dojrzałymi nastolatkami, znamy się już kilka dobrych lat, wiele razem przeżyłyśmy. Uśmiech wkradł się na moją rozpromienioną twarz. Odwróciłam głowę na bok, gdzie leżała moja przyjaciółka, z przymkniętymi powiekami. Znacznie się zmieniła, od tamtego czasu jej włosy nieco pociemniały. Regularnie je ścinała, lubiła mieć długie włosy, jednakże bardzo jej przeszkadzały. W tej chwili ledwo sięgały jej po łopatki. Błękitne tęczówki otoczone gęstym wachlarzem czarnych rzęs oraz pełne, malinowe usta, do tego ten serdeczny uśmiech i urocze dołeczki! Jest bardzo piękna, a świadczą o tym pełniutkie wianuszki chłopców, których Charlie zdobywa wszędzie.Wygląda, jakby miała lekką opaleniznę, do tego ma wręcz idealną figurę. Można by powiedzieć, że z wyglądu jestem jej przeciwieństwem. Mam dłuższe, rude włosy, jasną cerę i soczyste, zielone tęczówki. Różane usta, wykrzywiające się w charakterystycznym uśmiechu to mój jedyny makijaż. W sumie, ani ja, ani Char nigdy się nie malujemy, gdyż uważamy, że piękno naturalne przyćmiewa każde inne. Jestem wysportowana, wręcz kocham żyć aktywnie, zaś Charlotte woli rozłożyć się na fotelu i zatracić się w jakimś nudnym romansidle, choć często udaje mi się ją wyciągnąć na małe ćwiczonka, co nie obejdzie się bez stałych narzekań. Co do chłopców, na moje nieszczęście, mam powodzenie u płci przeciwnej, ale osobiście wolę się z nimi zaprzyjaźnić, niżeli przystawać na ich zaloty. Lubię swoją urodę, Char zawsze mi powtarza, że jestem wyjątkowa, bo jako jedyna w naszym miasteczku mam rude włosy, a są naprawdę piękne.

Mała Lily zaprzyjaźniła się z dziewczynką, która była taka jak ona. Nazywała się Charlotte. Miała długie, lekko kręcone, jaśniutkie włosy i jasnoniebieskie tęczówki, które zawsze błyszczały radośnie, przy spotkaniu z nową koleżanką. Zawsze była ubrana w śliczne sukienki, Lily rzadko widywała ją w czymś innym. Poznały się na placu zabaw, gdzie, jak zwykle rudowłosa spędzała czas ze swoją starszą, nieznośną siostrą. Dziewczynki wybierały się do lasu, gdzie bawiły się razem, używając magii. We dwójkę wiele się nauczyły, a przy tym, bardzo się polubiły. Stały się bardzo dobrymi przyjaciółkami, do tej pory razem wychodziły na ich ulubioną polanę, gdzie leżały na trawie i oglądały chmury. Nie było to zajęcie magiczne, ale bardzo ciekawe i relaksujące. Dzięki Charlotte, Lily mogła odpocząć od swojej siostry i jej krzyków oraz narzekań skierowanych na jej osobę. Charlotte była czarodziejką czystej krwi, wiedziała, co ją czeka, tak więc Lily wiele się od niej dowiedziała. Opowiedziała jej o wszystkim, o Transmutacji, o Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, o zawodach Quidditcha oraz o Czterech Domach, a także o Ceremonii Przydziału.

Minęło już pięć lat, odkąd zaczęłyśmy naukę w Hogwarcie. Pamiętam Ceremionię Przydziału, jakby to było wczoraj.

Zdenerwowana, stałam tuż za Charlotte, która wydawała się opanowana i ani trochę nie była spięta. Chyba zauważyła moją minę, bo już po chwili usłyszałam cichy szept przy moim uchu i jej podnoszący na duchu uśmiech. "Nie martw się, będzie dobrze, Lil."  (...) W końcu nadeszła kolej na moją przyjaciółkę, zauważyłam, jak siada na krześle, a następnie w skupieniu oczekuje decyzji Tiary. Już po chwili Tiara Przydziału wykrzyknęła: "Ravenclaw!" A Charlotte z uśmiechem od ucha do ucha podeszła do stołu Krukonów, którzy przywitali ją oklaskami, bardzo uprzejmie i, jak przystało na Ravenclaw, kulturalnie. Następnie obserwowałam jak siada obok zielonookiej blondynki, z którą zaczyna rozmawiać. Znając Charlotte, jej współlokatorzy na pewno ją polubią.
Teraz moja kolej. (...) Tiara pomrukiwała coś do siebie, nie mogłam zrozumieć ani słowa. W końcu po sali rozniósł się donośny krzyk gadającej  czapki:
- Gryffindor! - Zostałam przywitana głośnymi oklaskami, zdecydowanie Gryffindor był najbardziej gościnny. Usiadłam obok brunetki z tego samego roku, co ja. Od razu się polubiłyśmy.

Mimo tego, że byłyśmy przydzielone do oddzielnych domów, wciąż byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Często spotykałyśmy się na błoniach, rozmawiając o wszystkim, ucząc się na któryś z przedmiotów, a czasami po prostu leżałyśmy na trawie, oglądając chmury. Nie była to nasza polana, ale wciąż było ciekawie.
Jeszcze w  Ekspresie do Hogwartu zdążyłam poznać czterech chłopaków - Huncwotów, którzy tak jak ja są w Gryffindorze, Remusa (Lunatyka) Lupina, Syriusza (Łapę) Blacka, Jamesa (Rogacza) Pottera i Petera (Glizdogona) Pettigrew. Co ja bym bez nich zrobiła! Są dla mnie tak ważni jak Char, czy moje współlokatorki - Dorcas, Ann i Alicia. Traktuję ich jak braci i szczerze, kocham nad życie. Chociaż nie powiem, czasem mnie strasznie denerwują.. James lata za mną od pierwszej klasy, wmawiając mi, że mnie kocha. Bez wzajemności! Jest dla mnie jak brat. Nawet nie mam pewności, czy to nie jest kolejny żart z jego strony. Muszę się przyznać, że ostatnio przyłapałam się nad rozmyślaniem, czy aby na pewno nic do niego nie czuję.. Poza tym, Syriusz i James uważani są za najprzystojniejszych chłopaków w szkole. Nie zależy mi na ich wyglądzie, kocham ich za to, że są przy mnie, kiedy tylko ich potrzebuję.
Co do nauki, prawie zawsze jestem typową prymuską, mam wiele ocen Wybitnych, a niedawno razem z Char opanowałam magię niewerbalną. Gram w Quidditcha, w reprezentacji Gryffindoru, jestem ścigającą. Charlotte często przychodzi na treningi pokibicować mi, ale wiem, że nie tylko, w końcu Syriusz jest drugim ścigającym i coś mi się zdaje, że wpadł jej w oko. Oczywiście wstydziła mi się do tego przyznać, bo zawsze śmiała się z dziewczyn z funclubu Black i Pottera. Moja głupiutka Charlie! Jej też idzie dobrze, ma dużo ocen Wybitnych, a już szczególnie z Transmutacji oraz Historii Magii.
Char od razu znalazła wspólny język z dwiema Krukonkami - Luanną i Rose. Mojej przyjaciółki nie da się nie lubić! Jest jak promyczek słońca!

W końcu, z głębokich rozmyślań wyrwała mnie moja droga przyjaciółka, leżąca obok mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że zaczęło się ściemniać.
- Idziemy już, Lil? Musimy się spakować. - Wyszeptała, uśmiechając się i ukazując swoje dołeczki. Co za słodziak!
Po chwili wstałyśmy, a następnie, rozmawiając i śmiejąc się, zaczęłyśmy kroczyć do swych domów. Rozdzieliłam się z Char przy ulicy, obie musiałyśmy iść w inne strony. Pożegnała się ze mną po raz trzeci, śmiejąc się i uśmiechając. Szybko zniknęła za zakrętem, ja zaś spokojnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Uśmiechnęłam się do siebie. To będzie wspaniały rok.

4 komentarze:

  1. Podoba mi się styl - tyle mogę na razie powiedzieć (odczuwam niedosyt):) Spokojnie,spokojnie macie mnie- uwielbiam Huncwotów, bo przecież nie da się ich nie lubić, a do tego historia panny Evans i jej przyjaciółki- Jest fajnie więc wrócę jeszcze nieraz.

    Zapraszam też do siebie (najlepiej na stałe do obserwatorów ;p)
    http://zielonooka-evans.blogspot.com/
    Za wszelką opinię, pozytywną czy negatywną będę wdzięczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, nawet nie wiesz, ile to dla nas znaczy :) Miejmy nadzieję, że ten niedosyt zniknie po przeczytaniu pierwszych części, które pojawią się już niedługo.

      Świetnie prowadzisz bloga, gdy tylko będę miała więcej wolnego czasu bardziej zagłębie się w opowiadanie, obiecuję :) Tymczasem, muszę odbyć namiętne spotkanie z biologią i fizyką :")

      - Charlotte

      Usuń
  2. Ja również dołączam się do podziękowań. Bardzo nam miło.
    Już niedługo niedługo planujemy dodać pierwszy rozdział, ale ciągle brakuje czasu...Planujemy go opublikować jeszcze w tym tygodniu, ale najpóźniej pojawi się w przyszłym.

    Udało mi się zajrzeć na Twojego i na prawdę bardzo mi się spodobało. :)

    Serdecznie pozdrawiam
    -Lily

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne :D Zyskałaś czytelniczkę <3

    Zapraszam do mnie .. Co prawda nie o HP ,ale co tam www.iloverosewood.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń