środa, 24 lipca 2013

Rozdział Piąty


Ajajaj! Przepraszamy, że czekaliście aż cały miesiąc, naprawdę, bardzo nam przykro, ale miałyśmy kolejną lawinę nagłych wypadków. Rozdział jest, w całości napisany przeze mnie i Lily, jednak, możliwe, że pojawią się tam jakieś błędy, literówki itp, co, niestety musicie nam wybaczyć.
Nie pozostaje nam nic więcej, niż życzyć wam miłego czytania :*


Pozdrowionka od C&L!






- Lily, jak wyglądam? - słysząc to pytanie po raz setny dzisiejszego dnia nie wytrzymałam i zatrzasnęłam książkę. Zaraz jednak ochłonęłam i z grzecznym, niewinnym uśmiechem odpowiedziałam:
- Świetnie, Dori. Wszystkie wyglądacie bardzo ładnie.
Dziewczyny od samego rana wpatrywały się w swoje lustrzane odbicia, nie robiąc kompletnie niczego, prócz demolowania pokoju swoimi ciuchami, malowania się i przekomarzania na temat swojego wyglądu.  Twierdziły, że muszą wyglądać znakomicie na urodzinach Syriusza, jednak  ja nie miałam tego problemu i dlatego od rana siedziałam wtulona w czerwony fotel zanurzając się w lekturze. Wiedziałam jednak, że czytanie przy nich nie ma sensu i dlatego postanowiłam odpuścić, kierując się w stronę parapetu. 
Kolejna słoneczna sobota. Wrzesień się kończył, ale nadal było ciepło i przyjemnie. Gdzieś w oddali przemknęły dwie sylwetki na miotłach. Domyśliłam się, że to James zajmuje czas Syriuszowi, a nic, prócz latania (i dziewczyn), nie mogłoby zająć go na dłuższą chwilę.
Właśnie wcielaliśmy nasz plan w życie. Pokój Wspólny przygotują wynajęci czwartoklasiści, zajmą się jedzeniem i poszczególnymi pierdółkami. Jubilat o niczym nie może wiedzieć aż do ostatniej chwili. Skrzywiłam się nieco, delektując się chłodnawym powiewem wiatru, w ten pogodny dzień. Biedny Łapcia od rana chodził z myślą, że zapomnieliśmy o jego urodzinach. Chciałabym mu powiedzieć o tym, co dla niego przygotowaliśmy, a już nie mogłam doczekać się wyrazu jego twarzy, gdy przyjdzie czas na prezent.
- Ej! To moja bluzka! - dobiegł mnie głos Ann, której zszargane nerwy nieco ujawniały swój stan poprzez ton jej głosu.
- Przecież i tak w niej nie idziesz! – oburzyła się panna Meadowes, która zamaszystym ruchem wcisnęła się w obiekt kłótni.
- Jeszcze nie wiem, może i pójdę. Dawaj mi ją! – dziewczyny zaczęły gonić się po całym pokoju, mierząc się siarczyście gniewnym wzrokiem. Wybuchnęłam perlistym śmiechem patrząc na moje głupiutkie przyjaciółki i czym prędzej odeszłam od okna.
- No co?! -  zapytały zgodnie patrząc na mnie.
- Ależ nic! - odłożyłam książkę, której nie było dane mi dokończyć i skierowałam się ku wyjściu. - Idę do chłopców! 
Dziewczyny nawet nie zwróciły uwagi, że wychodzę, tylko kłóciły się dalej, a do kociej walki wstąpiła dotąd cichutka Alicia.
Przechodząc przez Pokój Wspólny natknęłam się na Stevena z siódmej klasy.
- Cześć, Lily - zagadnął - Ładnie dziś wyglądasz - dodał z dziarskim uśmiechem.
Rzuciłam mu znaczące spojrzenie. Miałam na sobie krótkie jeansowe spodenki i za dużą męską koszulę, której właścicielem bynajmniej był Remus. Na nogach miałam brudne, znoszone trampki, a moja fryzura wyrażała codzienny, a jakże artystyczny, nieład.
- Dzięki - bąknęłam z wymijającym uśmiechem i ruszyłam dalej czując na sobie nachalny wzrok Gryfona. Z trudem powstrzymałam nagły wybuch śmiechu.
Reszta drogi nie była równie emocjonująca. Na korytarzu stała grupka pierwszoroczniaków, która również podziwiała mój piękny wygląd.  Nie mogąc wstrzymać śmiechu,  zachichotałam, stąpając po drodze do wyjścia.  
- Jestem ciekawa kiedy zlecisz z tej miotły, Rogasiu! - krzyknęłam z pełnym rozbawieniem, widząc swoich przyjaciół na błoniach, i oglądając fikołki Jamesa.
- Oho ho, Ruda ma dziś dobry humorek! - Syriusz jak zwykle musiał wtrącić swoje pięć groszy, wyrażając się z tym swoim kpiącym uśmieszkiem. Oboje przystanęli obok mnie z miotłami w dłoniach.
- Też byś się cieszył, gdybyś od rana był zasypywany komplementami na widok twojego niecodziennego wyglądu.
Syriusz rzucił okiem na mój ubiór i parsknął śmiechem.
- O ile się nie mylę to Lunatyś ostatnio szukał tej koszuli.
-Lily, dla mnie zawsze wyglądasz pięknie. - James obdarował mnie swoim głupkowatym uśmieszkiem numer dziewięć z domieszką małych wypieków na twarzy, ignorując poprzednie słowa Łapy.
- Tak, wiem, Jamesiku. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o tobie. - wyszczerzyłam się i pokazałam mu język.
- A tak właściwie, rudzielcu, to mogę wiedzieć, kto zarzucał cię komplementami? - Łapcia jak zwykle musiał być ciekawski, podpierając brodę o dłonie usadowione na końcu Zmiatacza.
- Ten Steven z siódmej klasy, wygląda jak psychopata. Jak jeszcze raz będzie się tak gapił to czymś w niego miotnę.
- Nigdy go nie lubiłem - niemalże wciął się w moje słowa, nieco podirytowany James.
- Koniec gadania, gołąbeczki. Lilcia, zagrasz z nami? - Syriusz łaskawie zakończył rozmowę o Gryfonie i nieświadomie (albo i świadomie) zapobiegł kolejnej, jak to nazywał „kłótni niepełnionych kochanków”.
- Jasne - odparłam i ruszyłam po jakąś miotłę,  swoją niestety zostawiłam w dormitorium.
Chwilę omawialiśmy zasady gry i zaraz wystartowaliśmy. Całe przedpołudnie minęło nam na ćwiczeniu nowej taktyki. Wracając na obiad wyglądałam jeszcze „piękniej” niż rano.  Mogłam pocieszyć się tym, że chłopcy nie wyglądali lepiej. 
- Łapciu, od tego latania włosy ci oklapły. - zaśmiałam się, a Rogacz mi zawtórował, na co Syriusz przeczesał swoje wilgotne i ubłocone kosmyki włosów do tyłu. W sali rozległ się szum pojedynczych westchnień dziewcząt.
- One zawsze są piękne - burknął,  nie powstrzymując śmiechu, przez co o mało co nie oblał się sokiem dyniowym.
Po obiedzie dalej musieliśmy ukrywać imprezę przed Syriuszem.  Chłopcy starali się go czymś zająć, a ja z dziewczynami przygotowywałam Pokój Wspólny.

***

- I jak? Co ubierzesz? - Luanna wskoczyła na moje łóżko, zakłócając mi spokój i harmonię, którą starałam się osiągnąć. Siedziałam z Bezą na kolanach, prawą ręką głaszcząc ją pod uchem, zaś lewą trzymałam książkę. Słysząc słowa blondynki, uniosłam wzrok, uśmiechając się ciepło.
Znam tę minę.
- Nie mogę się zdecydować.. Może, ty mi wybierzesz? - Lua klasnęła w dłonie, podnosząc się z miejsca.
- Zrobię Cię na bóstwo! - krzyknęła i zniknęła w ogromnej szafie naprzeciw mojego łóżka. Zaśmiałam się cichutko, dobrze wiedziałam, jak bardzo jej na tym zależy, w końcu jej przyszłość malowała się obiecująco, odkąd ją poznałam zawsze miała talent do szycia ciuchów, do ich zestawiania, czy też zwykłego doradzania i marzyła o zostaniu projektantką. W jej przypadku nie było to ani trochę naiwne.
Luanna krzątała się po pokoju, zakłócając codzienną ciszę, na co Rose reagowała oburzonym westchnięciem, aż w końcu, ulotniła się z pokoju.
Minuty mijały, a panna Ravenwell czyniła z naszego pokoju godne tytułu pobojowisko, które rozprzestrzeniało się z przerażającą szybkością.
Zadziwiające, jak szybko zdołała „doprawić” białą sukienkę, której przeznaczeniem były bankiety mojej mamy. Z szerokim uśmiechem na ustach, wstałam, pozbawiając oburzoną kotkę legowiska.
- Przymierz tylko, jestem pewna, że w niej oczarujesz każdego na przyjęciu u Mikaela! – powiedziała, przyprawiającym o ból uszu dyszkantem, pełna podekscytowania.
- Jest urocza.. – wzięłam suknię w dłoń i przejechałam opuszkami palców po jej aksamitnym materiale.  Podniosłam wzrok na zatroskaną i wyraźnie dumną z siebie Luannę i przytuliłam ją, szeptając słowa podziękowania.
- Teraz, jest o wiele bardziej obcisła w talii i mniej w nogach, więc powinna.. – Lua zaczęła nawijać jak katarynka, przerywając jej przemowę, przytuliłam ją po raz kolejny, w duchu dziękując sobie za to, że właśnie ominęłam charakterystyczną, półgodzinną mowę w projektanckim języku.  
- Będzie wspaniała. – posłałam jej szeroki uśmiech i skierowałam się do łazienki, po drodze, starając się nie nadepnąć na przypadkowy ciuch walający się na podłodze.
- Zrobię Ci makijaż! – wykrzyknęła, kiedy zamykałam drzwi.

***

- Nie, idioto, nie będzie żadnych walk w budyniu! – z głębokim rozdrażnieniem odesłałam kolejnego półgłówka z niedostatkiem wrażeń i pospiesznie poprawiłam swoją sukienkę. Nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem dałam się na nią namówić, ale ogromnym plusem było to, że miała lekki i zwiewny materiał, i wcale nie była długa. Na szczęście, trampki do niej pasowały.
Dokładnie oglądając każdy zakątek Pokoju Wspólnego wykreślałam punkty w typowym notatniku, zarządzając każdym czwartoklasistą.
Jestem urodzonym dowódcą!
- Lily! Gdzie dać czekoladową fontannę? – dobiegł mnie głos Ann, która sama siłowała się ze słodkościami, oczywiście, myśląc, że nie widzę, jak je podjada.
- Nieważne gdzie, byle z dala od zasięgu oka Petera! – krzyknęłam z pełnym rozbawieniem, wychylając się znad notesu.
Skinęła głową i zajęła się swoim, co rusz wkładając kolejną porcję słodyczy do ust.
Zaśmiałam się w duchu i skreśliłam podpunkt z fontanną.
Alicia właśnie skończyła przygotowywać stół z przekąskami, a Dorcas naprawiła szafę grającą.
Wszystko szło znakomicie, tylko, gdzie podziewała się Charlotte?
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, wszystkie dodatki miały szkarłatną barwę z pozłacanymi akcentami, balony utrzymywały się w powietrzu, a sufit zmienił się w rozgwieżdżone niebo.
Zaraz zjawili się wszyscy zaproszeni - zabrakło tylko jednej osoby.
Usłyszałam odgłos otwierających się drzwi i, jak na zawołanie, co ostatnio zdarza się często, Charlie weszła do Pokoju, z jej firmowym uśmieszkiem.
Dopiero po chwili, kiedy rozległy się zduszone jęki oburzonych dziewczyn, zdałam sobie sprawę, że moja Char ubrana jest w przepiękną, białą suknię do kostek z wcięciem u nóg, której kolor idealnie eksponował jej opaleniznę. Nie szczędziła sobie dodatków w krukońskim stylu. Tym razem, włosy miała spięte fioletową zapinką z pięknymi kryształami, a na jej rozpromienionej twarzy widniał delikatny, podkreślający urodę makijaż. Wyglądała olśniewająco. Domyśliłam się, że to strój na przyjęcie Mikaela, z pewnością zabrakłoby jej czasu na przebieranie się po wyjściu z imprezy urodzinowej Syriusza.
Pokręciłam głową i podeszłam do  niej, znacząco poruszając brwiami. Zaśmiała się łagodnie i okręciła wokół własnej osi.
- I jak? – zapytała śmiejącym się głosem.
- Nie tak szkaradnie jak co dzień. Może być. – pokazałam jej język, śmiejąc się dźwięcznie.
- Tu est tres charmante!* Ty zaś promieniujesz, panienko Potter – odgryzła się, przybierając złośliwy uśmieszek.
Zaśmiałam się, a Charlie mi zawtórowała.
- Przyszłaś w idealnym momencie.

***

Goście już dawno rozgościli się w pomieszczeniu, rozległy się ciche rozmowy i głośne szepty, wszyscy czekali.
W końcu wydałam polecenie schowania się, trzymając w ręku wynalazek moich Huncwotów - mapę, która pokazuje Hogwart i każdego, kto się w nim przechadza.
Rozniósł się głuchy dźwięk ciszy. James przyprowadził Syriusza. W Pokoju panował półmrok.
- Stary, po co my tu?- zapytał zdezorientowany Łapcia rozglądając się po pomieszczeniu. Wzrokiem odszukałam pięknie ubraną Charlie, która szczerzyła się do mnie z drugiego końca sali. Postanowiłam w końcu się ujawnić.
- No, a nie chcesz dostać swojego prezentu? – zapytałam znienacka, a wszyscy wyskoczyli krzycząc „Wszystkiego najlepszego!”
Syriusz stał oniemiały, rozglądał się dookoła z niedowierzaniem. Kiedy tylko oprzytomniał, na jego twarzy pojawił się niepowstrzymywany uśmiech od ucha do ucha. Każdy z nas złożył mu życzenia, a Remus wręczył mu zbiorowy prezent.
-To nowa miotła.. - zdębiał - J-ja… Wy nie musieliście.. Nie przyjmę tak drogiego prezentu! - od razu musiał unieść się honorem i dumą.
- Nie masz wyjścia i nie gadaj tylko wsiadaj, i już ją wypróbuj. Nie po to się tyle męczyliśmy, żeby wszystko przygotować, na marne! - krzyknęła ociekająca stanowczością Dorcas, a jubilat posłusznie wykonał rozkaz. Gdy z uśmiechem na ustach zrobił kilka okrążeń po pomieszczeniu zsiadł i jeszcze raz wszystkich uściskał. Zauważyłam, że Charlotte przytulał znacznie dłużej. Może tylko mi się tak wydawało? W końcu, szum, jaki rozległ się po przyjściu Syriusza nieco mnie ogłuszył. 
- Koniec tych czułości! – James przerwał na widok Łapy przytulającego mnie, zaraz po Charlotte.
- Przecież Ci jej nie zjem, Rogasiu. - Syriusz puścił oczko Rogasiowi, ale ten już chyba nie słyszał, bo włączył muzykę i zaczął tańczyć swój specyficzny i bliżej nie do opisania, taniec na środku parkietu. Zaraz do niego dołączyłam, a razem ze mną jubilat. Wszyscy śmiali się wniebogłosy, nawet Frank zaprosił do tańca Alicię. Tylko Remus gawędził z Charlie, nie zwracając na nic uwagi. Wymieniłam z Syriuszem znaczące spojrzenia. 
- Ty bierz Charlotte, ja Remusa! - puściłam mu perskie oczko, po czym, oboje ruszyliśmy ku przyjaciołom tanecznym krokiem.
Lunatyś drgnął, a jego twarz przybrała odcień kredy.
- Lily, ja nie umiem tańczyć! - starał się przekrzyczeć głośną muzykę, ale ja go nie słuchałam. Po chwili wszyscy byli już na parkiecie.
Prawie wszyscy.

***

- Mogę prosić? - Syriusz wyciągnął ku mnie dłoń, kłaniając się iście szelmowsko. Pokiwałam głową z dezaprobatą i z uśmiechem przyjęłam jego propozycję. Wyprowadził mnie na środek parkietu, tuż obok Lily tańczącej z imitacją podrygującego kurczaka – z Remusem. Tańczyliśmy do głośnej i szybkiej piosenki, poruszając się rytmicznie i co chwilę zmieniając partnera, jednak zawsze pod koniec utworu wracaliśmy do siebie. Śmiałam się na głos, a Syriusz mi zawtórował, kiedy próbowaliśmy tańczyć tak obłędnie jak Lunatyś, szałowy król parkietu.
Wirowało mi w głowie, głośna muzyka nie zwalniała swojego tempa, a ja czułam dziwnie mrowienie w brzuchu. Syriusz stale się uśmiechał.
Odbijany.
Tańczyłam z jakimś miłym Gryfonem, kiedy ktoś puścił wolny kawałek. Błyskawicznie i całkiem mimowolnie znalazłam się w ramionach czarnowłosego, a na jego ustach zawidniał ten znany łobuzerski uśmiech, który chytrze odwzajemniłam, owijając dłonie wokół jego szyi. Łapa nie pozostał mi dłużny, gdyż w tym samym momencie poczułam jego dotyk w talii. Westchnęłam cichutko i powoli wtuliłam się w jego ramię, podążając śladami innych. Nie mogłam nie spojrzeć i, już wyszukiwałam wzrokiem moją ulubioną parkę, kiedy tuż obok mnie znalazł się James z triumfalną postawą i Lily wtuloną w niego z nieciekawym wyrazem twarzy. Cicho parsknęłam śmiechem, a Syriusz, zauważając to, podążył moim wzrokiem.
- Są na siebie skazani.. - wyszeptałam, a moja usta znalazły się niebezpiecznie blisko jego ucha. Wzdrygnął się, ledwo odczuwalnie i zdecydowanie za krótko, bym nie wzięła to za przeczucie. Uśmiechnął się i odpowiedział:
- Daję im maksymalnie pół roku.
Pół roku.
Przeczucie, jak najmniej mylne.

***

Czas, nieodłączny towarzysz wszelakich czynności, nieubłagalnie dawał znać o swojej obecności. Piosenki leciały, napoje znikały, by zapełnić się na nowo, a ja, zapragnęłam chwili spokoju. Skierowałam się w stronę całkowitego zacisza w nadzei, że dam radę chwilę odpocząć.
Syriusz tańczył z jakąś blondynką, kiedy Charlie złapała mnie za przegub, przyspieszając drogę do opustoszałego zakątka w sali.
- Muszę już iść. – powiedziała delikatnie, z uderzającą naturalnością. Jej oczy uważnie badały moją twarz, a ja, mimowolnie przejechałam wzrokiem po sali i na krótko wychwyciłam spojrzenie Syriusza sunące po sylwetce Charlotte. Szybko powrócił do kokietowania z Gryfonką, a ja przystanęłam z nogi na nogę i odparłam:
- Myślę, że powinnaś się pożegnać. – oczywistą oczywistością było, że ani Remus, ani James, ani Łapcia – pomimo wszelkich argumentów, nie puszczą jej wolno przed zakończeniem imprezy.
Char tylko skinęła głową z szerzącym się półuśmiechem.
Wyszukałam Remusa i Jamesa, oni zaś zawołali Łapę i razem podeszli do nas, starając się przekrzyczeć muzykę.
- Co jest? – wykrzyczał James, zdyszanym głosem. Syriusz zaczesał włosy do tyłu, a Remus uśmiechnął się błogo, ciesząc się z faktu, że nie musi więcej tańczyć.
- Charlotte chce już iść i..
- Nie ma mowy! – Łapcia wciął się w moje słowa i, wyczuwając powagę sytuacji, uśmiechnął się, i dodał:
- Jako jubilat nie pozwalam Ci opuścić tej imprezy, a i nalegam, abyś została dłużej, do końca.
- Nie mogę, mam..
- Nie przyjmuję odmowy, inaczej, zepsułabyś mi humor w tak ważny dzień! Nie chciałabyś tego, co? – nabierając wprawy w przerywaniu innym, Syriusz poszerzył swój uśmiech, zdając sobie sprawę z gry na sumieniu błękitnookiej.
Ta jednak zaśmiała się i kiwnęła głową na znak, że jednak zostaje.
- W takim razie zatańczmy! – James porwał moją Charlie w rytm grającej piosenki, a ja, z uśmiechem na ustach i przyjemnym ciepłem w okolicach serca, zatańczyłam ten kawałek z Syriuszem.
Podczas tańca, stale natykałam się na śmiejący obraz brązowookiej Krukonki, która z pełną gracją uczyła Jamesa tańczyć walca, miał niezdarne ruchy, ale pomimo tego, śmiał się razem z nią.
Uderzyła mnie fala euforii. Czego mogłam jeszcze chcieć?
Miałam Charlotte, miałam moich Huncwotów, Ann, Alicię i Dorcas, nieznośną siostrę, rodzinę i byłam kompletnie szczęśliwa.
Mimowolnie pomyślałam o jednym, o tym, czego jeszcze nie miałam, a w ten sam sposób przed moimi oczami pojawił się obraz uśmiechniętego Pottera i te jego kurze łapki, które pojawiały się zawsze wtedy, kiedy głupkowaty banan wskakiwał na jego twarz.
Znalazłam jego czekoladowe tęczówki w tłumie tańczących par. Pomimo głośnego śmiechu i stałego uśmiechu, spoglądał na mnie. Kiedy dotarło do mnie, że właśnie gapię się na niego jak głupia, a on świadomie to dostrzega, odwróciłam wzrok, czerwieniąc się piekielnym szkarłatem.

***

- Ona jest taka piękna.. – wyszeptał James, towarzysząc mi w wolnym tańcu.
Zachichotałam cichutko i wychwyciłam jego rozmarzony wzrok.
- Naprawdę ją kochasz. – stwierdziłam, nabierając łagodny wyraz twarzy. Nic więcej nie mówił, tylko ukradkiem spoglądał na rozbawioną rudowłosą. Oczy jej błyszczały z radości, a wypieki na jej twarzy sprawiały, że jej orzeźwiająca uroda napawała każdego dawką urzekającej naturalności. Nikt nie śmiałby zaprzeczyć słowom Jamesa.
- Nigdy nie przestanę. – odparł, uśmiechając się leciutko. – Szkoda tylko, że ten rudzielec nic nie odwzajemnia. – dodał.
Tak bardzo chciałam mu powiedzieć, że się myli, ale z pełną świadomością konsekwencji, nie odpowiedziałam nic.
Żałuję.
Kiedy piosenka się skończyła, rozstałam się z Jamesem. Czując narastający ból nóg podreptałam na miejsca siedzące przy stolikach z jedzeniem i nalałam sobie soku dyniowego. Nie zaznałam ani chwili spokoju, gdyż niedługo po tym, pojawiła się moja kochana Lilcia.
- Nóżki bolą? – zapytała, kiedy opadałam na miękką powierzchnię krzesła.
- Nie mam siły na więcej, tańczę od samego początku. – odpowiedziałam z niemrawym uśmiechem.
Lily westchnęła i zajęła miejsce po mojej prawej, osuwając się w dół po oparciu siedzenia.
- Syriusz mi uciekł i nie wrócił, więc tańczyłam z Remusem, ale wiesz jaki on jest – wytrzymał pięć minut i zniknął. – odparła, oburzonym tonem i sięgnęła po moją szklankę z sokiem.
- Lunatyś woli czytać książki. Poniekąd to trochę podejrzane, żeby ot tak sobie poszedł. Nigdy tak nie robił.
- Może uciekł do jakiejś dziewczyny? – po wypowiedzeniu tych słów posłała mi dwuznaczny uśmieszek, wychylając się znad napoju.
Po chwili zaśmiała się, a ja, nie mogłam wstrzymać śmiechu.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale… Lily, zatańczysz ze mną? – moją uwagę przykuł obraz pochylającego się nad rudowłosą Gryfona, wyciągnął ku niej rękę i cierpliwie czekał na jej reakcję. Lily jednak nie ruszyła się z miejsca, mierząc go chłodnym wzrokiem.
- Wybacz, nie mam ochoty. – odparła z uśmiechem na ustach.
- To może chociaż wybierzesz się ze mną do Hogsmeade w najbliższy wypad? – był bardzo nachalny, co spotęgowało podirytowanie u zielonookiej.
Nie musiałam reagować, bardzo dobrze znałam naturę Lily i wiedziałam, że da sobie radę. Nie minęło kilka sekund, a ta odparła tonem kipiącym wściekłością:
- Steven, powiem szczerze – mam cię dość. Łazisz za mną cały dzień! Może pomęczyłbyś kogoś innego, co? – brunet nerwowo wyprostował plecy, zrobił się czerwony i odszedł.
Pokręciłam głową z szerokim uśmiechem.
- Panno Evans, jesteś szczera do bólu! – zachichotałam, odwracając się bokiem do dziewczyny.
- No wiesz… lata praktyki! – zawtórowała mi, popijając sok dyniowy.
Chwilę jeszcze śmiałyśmy się z siódmoklasisty, co w istocie nie było zbyt uprzejme, jednakże pod wpływem chwili wszelkie granice stały nam się zupełnie obce, liczyła się tylko zabawa.
Mając dość grzania siedzeń, powróciłyśmy na parkiet.
Z zaskakującą śmiałością Frank porwał mnie w swoje objęcia, tańczyłam z nim trzy piosenki. Zmieniając partnera, w oko wpadł mi obraz Lily wtulonej w Jamesa. Oboje uśmiechali się do siebie i co rusz wybuchali gromkim śmiechem, nie odrywając od siebie wzroku. Po chwili dołączył do nich Syriusz i w trójkę zaczęli tańczyć kankana. Udało im się nawet wciągnąć do tego protestującego Remusa i ożywioną zawartością cukrów w napojach Ann. Wyglądali komicznie.
Szybko jednak zmęczenie wzięło nad nami górę, żeby odpocząć, wszyscy usiedliśmy na kanapach. Westchnęłam cichutko i mimowolnie spojrzałam na zegarek.
Zbliżała się północ, a mnie wciąż nie było na urodzinach Aarona! Kompletnie się zapomniałam, a Mikael i dziewczyny na pewno się już martwili!
 - Teraz to już naprawdę powinnam iść… i tak jestem już bardzo spóźniona. – powiedziałam, a pięć par oczu zwróciło na mnie uwagę, podniosłam się z miejsca, co zaskutkowało tym samym u wszystkich.
- Chaaaaaaarlie, no proooooooszę! – Lily zrobiła minę smutnego pieska, której zawsze ulegałam. Tym razem nie mogłam sobie na to pozwolić, dałam słowo Mikaelowi.  
- Nie! Przepraszam, ale już idę. – odparłam, wyjątkowo stanowczo.
- No cóż. Jeżeli tak…. Ale na pewno nie muszę cię samej, odprowadzę cię! – Lilcia podeszła do mnie, uśmiechając się szeroko.
- Ja też pójdę. – zadeklarował się Syriusz. – Wolałbym nie puszczać was samych.
- My też pójdziemy! – dodał James, wskazując na siebie i Remusa.
- Nie, nie chcę was narażać na szlaban. Zostańcie. – powiedziałam łagodnie, posyłając im wymijający uśmiech.
- Ale, przynajmniej Lily i Łapa powinni iść. Nie możesz iść sama! – odparł zatroskanym głosem Remus, krzyżując ręce na piersi.
- Oczywiście! Syriuszu leć szybko do dormitorium i idziemy! – Lily podniosła się z miejsca i puściła czarnowłosemu perskie oczko, a następnie zajęła mnie rozmową na temat dzisiejszej imprezy. Kiedy w końcu opuściliśmy Pokój Wspólny Gryffindoru, poczułam znaczną ulgę, wydychając ciężkie powietrze. Byłam im wdzięczna, że zechcieli pójść ze mną, bądź co bądź o wiele raźniej jest iść przez zamek nocą z dwójką przyjaciół, niż samej, z silącą się obawą złego.
Ani Lily, ani Syriusz nie wyglądali na zmęczonych. Co chwilę jedno z nich zatrzymywało się, by na coś popatrzeć, by coś pozmieniać, bądź zastawić niewinną pułapkę.
Zaśmiałam się duchu. Jak dzieci.
Idąc długim korytarzem i rozmawiając, Syriusz nagle stanął jak wryty.
- Lily, nie mam jej! – powiedział ze strachem w oczach. Nie wiedziałam o co mu chodzi, jednak byłam na tyle zmęczona, że nie wzięłam tego pod uwagę.
 - Łapo, ty durny gumochłonie! Jak mogłeś ją zgubić? Och, idźcie dalej, a ja wrócę i jej poszukam. Nie może być za daleko. – dziewczyna odwróciła się i ruszyła w przeciwną stronę.
W ciszy szliśmy dalej, połykając mozolną trasę, która zdawała się ciągnąć bez końca. Łapa przystanął, a ja delikatnie rozchyliłam powieki, nasłuchując coraz głośniejszych kroków. Czym prędzej wciągnął mnie za zbroję. Powierzchnia za nią była o wiele za mała, jak na dwie osoby, dlatego też moje ciało było niemalże ściśnięte z jego. Kiedy uścisk jego dłoni zelżał, ta opadła wzdłuż mojego boku. Na chwilę wstrzymałam oddech, jednak nie z powodu zbliżającej się osoby, choć bardzo bym tego chciała. Moje nogi zadrżały, musiałam wesprzeć brodę na jego ramieniu, żeby nie upaść. Bałam się, że jeśli się odchylę choć odrobinę do tyłu, zbroja z głośnym hukiem opadnie na ziemię. Oddech Syriusza nachalnie drażnił moje ucho. Stale się wychylał, by zobaczyć, do kogo należą dobiegające nas kroki. Nie mogłam dłużej wytrzymać. Zarumieniona odskoczyłam na bok, ujawniając się ze swojej kryjówki. Syriusz posłał mi karcące spojrzenie, a ja zwróciłam wzrok na miejsce, skąd dochodziły niechciane odgłosy.
Zza rogu wyszedł Mikael. Wyglądał na zaniepokojonego.
 - Charlotte! Wszędzie cię szukałem! Miałaś być wcześniej.. Co cię zatrzymało? – zapytał, chwytając moje ramiona. W pewnej chwili zauważył stojącego za mną Syriusza. Jego twarz spochmurniała, a ton jego głosu zmienił się diametralnie.
- I co ON tu robi?!

 ***

Szłam korytarzem rozglądając się za zgubioną przez Syriusza Mapą Huncwotów. W myślach przeklinałam jego bezmyślność. Na szczęście nie musiałam długo jej szukać. Podnosząc zgubę z podłogi ujrzałam Łapę i Charlotte całkiem niedaleko mnie. Obok nich zmaterializował się Mikael. Jeszcze jego tu brakowało!
Biegiem ruszyłam do nich, ale zatrzymałam się słysząc głos Krukona.
- .. co ON tu robi?!
 - Odprowadzam Charlotte, żeby bezpiecznie doszła do swojego domu – Syriusz odpowiedział ze stoickim spokojem, wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
- Już dawno siedziałaby w nim bezpiecznie gdybyś jej nie zatrzymał! – głos Mikaela stawał się coraz bardziej złowrogi, co w ogóle mi się nie podobało.
- Spokojnie, kolego. Przecież nic takiego się nie stało. Jesteśmy w Hogwarcie, nic jej tu nie grozi. – Syriusz  nie tracił humoru.
- Mogła dostać szlaban! Ona jest Prefektem!
- Mikael, nikt nas nie widział. Lily i Syriusz znają zamek jak własną kieszeń. – do rozmowy wtrąciła się Char, próbując załagodzić sprawę.
 - Dobrze! Ale jak wytłumaczysz to, że nie przyszłaś na urodziny Aarona wcześniej? Przecież mi obiecałaś, że będziesz. Szukam cię po całym zamku i sam siebie narażam na szlaban! – w tej chwili całkiem straciłam szacunek do Krukona. Co za egoista!
- Przecież właśnie wracała! Chcieliśmy ją zatrzymać, ale wiedzieliśmy, że bardzo zależy jej, aby iść na tą imprezę! – Łapcia dzielnie bronił Charlotte, ale powoli tracił cierpliwość.
 - Powinna być na niej od początku, a nie włóczyć się po zamku i zabawiać z jakimiś idiotami! – przesadził, Charlie stanęła z delikatnie rozchylonymi wargami i odsunęła się od niego, przybliżając się do Syriusza.
Wyszłam zza rogu.
- Charlotte nie jest twoją własnością, żebyś mógł jej mówić co powinna robić, a czego nie powinna! Robisz nie wiadomo jaki problem, a tak naprawdę nic się nie stało. Zejdź nam teraz z drogi Hillinghar! – warknęłam z głosem pełnym jadu. – I  jeszcze jedno – nigdy więcej nie wasz się obrażać moich przyjaciół. Dobrze ci radzę! – odwróciłam się w stronę Syriusza i Charlie. - Wracajmy na imprezę..
- Charlotte na pewno idzie ze mną – powiedział, pewny siebie Krukon.
Myślałam, że moja przyjaciółka nie będzie chciała już w tej sytuacji iść na przyjęcie Aarona. Charlotte stanęła jak wryta i cichutkim głosem odparła:
 - Pójdę z Mikaelem, lepiej już wracajcie.
 - Chyba nie sądzisz, że puścimy cię samą z nim? – wtrącił się Łapa, marszcząc brwi.
- Dam sobie radę, idźcie.
- Tak, idźcie już. Niech jeszcze raz zobaczę cię, Black, przy niej, a pożałujesz. Mam nadzieję, że zrozumiała, że nie warto zadawać się z takimi jak wy! - Mikael coraz bardziej mnie denerwował, zresztą, nie tylko mnie.
- Zamknij się już, Hillinghar! Charlie będzie robiła co będzie uważała za słuszne! Może niech ona sama decyduje z kim się zadaje, co? Ona jest wolnym człowiekiem! Nie jest ani twoja, ani moja! Nie wiem jednak, jak tak pusty człowiek jak ty może na nią w ogóle zasługiwać. Pamiętaj tylko, że jeśli kiedykolwiek w jakikolwiek sposób skrzywdzisz Char, to nie wiem czy się z tego pozbierasz! – irytacja tym człowiekiem i złość, jaka się we mnie rodziła była bliska apogeum.
Zaskakując wszystkich, Krukon wyjął różdżkę. Wymierzył nią we mnie, ale byłam szybsza. Rozbroiłam go. Obdarzyłam go wzrokiem pełnym pogardy i rzuciłam jego różdżkę na ziemię. Odwróciłam się do niego plecami z zamiarem odejścia.
- Jesteś żałosny, Hillinghar. Nie wasz się więcej tknąć kogoś z moich przyjaciół. I nie, nie grożę ci. Po prostu ostrzegam. Moja cierpliwość do ciebie się skończyła. – niebezpieczne ogniki tańczące w  oczach Syriusza zdawały się ciskać w wyprowadzonego z równowagi Mikaela, który gromił przeciwnika wzrokiem.
Już odchodziliśmy, kiedy dobiegł nas głos Charlotte:
- Syriusz! Uważaj!
Zanim Łapa odwrócił się w stronę nawoływania, Mikael wymierzył mu siarczysty cios pięścią. Syriusz upadł, jednak szybko wstał i rzucił się na Krukona. Charlotte osłupiała, jej mina wskazywała na jedno – ona również straciła część szacunku i zaufania co do Mikaela. Rzuciłam w nich zaklęciem, chcąc ich w końcu rodzielić. Oboje stracili równowagę i wylądowali na zimnej posadce. Char wyraźnie zastanawiała się, czy pomóc swojemu bodajże byłemu chłopakowi, czy Syriuszowi. Skinęłam na nią, a ta kiwnęła głową i podeszła do Mikaela, który - w przeciwieństwie do Łapy, miał kilka widocznych urazów.
- Idźcie już, proszę, nie narażajcie się więcej.. – głos Charlotte wydawał się bardzo stanowczy, choć czuć w nim było gorycz i rozdarcie. W końcu, osoba, którą kocha okazała się zwykłym arogantem.
- Jeżeli tak chcesz Charlotte, to pójdziemy stąd. Uważaj na siebie – powiedziałam.
- Nic mi nie będzie, jestem z Mikaelem – zapewniła, z przepraszającym uśmiechem.

***

Szliśmy korytarzami Hogwartu. W końcu postanowiłam przerwać niezręczną ciszę.
- Ten Mikael jest nieprzewidywalny. Robi problem z niczego..
- Nawet mi o nim nie wspominaj, Lily. Nie wiem jak mogliśmy puścić Charlotte samą. Dobrze, że mamy naszą mapę, przynajmniej widzimy gdzie idą.
- Tak, Char na pewno jest na niego wściekła. Idzie kawałek przed nim. - na dźwięk tych słów humor Syriusza znacznie się poprawił, uśmiechnął się i dodał:
- Chodźmy Ruda, w końcu impreza trwa! - biegiem ruszyliśmy do Pokoju Wspólnego. Zdawało mi się, że Łapa jest troszkę przygnębiony, ale dzielnie to ukrywał. Ja również martwiłam się o przyjaciółkę. Wiedziałam jednak, że nic jej nie będzie.
- Co tak długo was nie było? Lily, tańczymy! – zawołał James, gdy tylko przekroczyliśmy przejście. Syriusz tańczył ze wszystkimi dziewczynami po kolei. Po długich i wykańczających piosenkach, w końcu przyszła kolej na mnie.
- Myślisz, że Charlotte zrozumie jakim idiotą jest Hillinghar? - zapytał.
 - Mam nadzieję.. - odpowiedziałam, a Łapa śmiejąc się wykonał jakąś skomplikowaną figurę, której w życiu nie odtworzę z pamięci. Tym lepiej.
Do samego rana Wieża Gryffindoru tętniła życiem. Wolałam nie myśleć ile będzie jutro sprzątania. Zasypiając myślałam o dzisiejszym dniu. Syriusz wydawał się bardzo przejęty tym co się stało, choć ukrywał to pod maską zdolnego podrywacza. Chyba wiedziałam dlaczego. Miałam nadzieję, że moje domysły wcielą się w życie i niedługo wszystko ułoży się tak, jak powinno. Zasnęłam z uśmiechem na ustach. Z dnia na dzień robi się coraz ciekawiej.




Tu est tres charmante!* - Jesteś urocza!

6 komentarzy:

  1. Jakoś nie potrafiłam się zabrać za napisanie tego komentarza.
    Nie, nie notka jest świetna, wprost zachwycająca i chyba nie ma momentu, który by mi się nie podobał.
    Wybaczcie, że pojawiam się tu dopiero dzisiaj. Wczoraj przeczytałam już bardzoo grubo po północy i oczy mi się zamykały, więc wiecie.. ;*
    Jednakże doskonale pamiętam to co towarzyszyło mi przy czytaniu tego rozdziału.. ;D To są zawsze niezapomniane uczucia ^^
    Nie wiem czy kiedyś już wam to mówiłam, ale uwielbiam imprezy. Nieważne w jakim domu - kocham <3
    Lily&Spółka świetnie wymyślili przyjęcie Syriuszowi. Już na początku domyślałam sie, że pięknie im to wyjdzie ;D
    Czyżby nasza kochana Łapcia zaczynał coś poważnie czuć do Char? Hahahah... no dziewczyny, oby tak dalej!
    "Syriusz łaskawie zakończył rozmowę o Gryfonie i nieświadomie (albo i świadomie) zapobiegł kolejnej, jak to nazywał „kłótni niespełnionych kochanków”." - ahh.. to jest piękne zdanie! Po prostu niesamowite.. hhueheu <3
    Walki w budyniu? Poważnie?! ;D
    "- Przecież Ci jej nie zjem, Rogasiu." - oj, jaki ten nasz James zazdrosny!
    Czyżby Lily zaczynała już coś wyczuwać? Iż jej czegoś brakuje? Ciekawie, ciekawie :*
    Michael - wydawał mi się fajny, a co tu sie okazuje? Zaborczy, egoistyczny dupek!
    I jak do tego po tym wszystkim Charlotte mogła z nim iść na tą imprezę?! Wytłumaczcie bo nie rozumiem?! :P
    Lololoo.. Bójka! Ahh.. taki dreszczyk emocji po mnie przeszedł - dosłownie!
    "Z dnia na dzień robi się coraz ciekawiej." - <3
    "- Tu est tres charmante!* Ty zaś promieniujesz, panienko Potter. " - panienka Potter podoba mi się chyba w tym rozdziale najbardziej!
    I nasz kochany Steven, który mnie zastanowił na tyle, że przeczytałam jeszcze raz. Dobrze, że Lily się z nim tak rozprawiła, ale nie jestem pewna czy na dobre.
    Sorki, że dzisiaj walnęłam nieźle cudzysłowami, ale uwierzcie nie potrafiłam się powstrzymać.
    Ode mnie wiedzcie jedno: Rozdział na złoty medal i oby tak dalej. Pamiętajcie, że ja czytam i nie zniechęcajcie się :*
    Dużo weny i pozdrowienia.. a no i wakacji najlepszych w życiu :*
    Wasza Victorie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko dołączyć się do tego wszystkiego, co napisała Charlotte. Jesteś wspaniała Victorie! <3
      Obiecujemy, że dokończymy to opowiadanie, choćbyśmy miały pisać tylko dla Ciebie! :)
      Serdecznie pozdrawiam i również życzę Ci dużo, dużo weny i wspaniałych wakacji :*:*

      Lily

      Usuń
  2. Nie chcę się powtarzać, ale zawsze, Twoje komentarze sprawiają, że aż robi się cieplutko na sercu, to takie miłe, takie kochane, że aż słów brakuje ^__^ To takie cudowne, że mamy Ciebie, bo pomimo tego, że nie zyskałyśmy wielu stałych czytelników, zawsze będziesz tym najważniejszym, pierwszym i ukochanym, więcej niż czytelnikiem, niosącym nam niezwykłą uciechę i ogromną dawkę pewności siebie, nie wspominając o potoku nowych pomysłów, chęci co pisania i niezwykłej dumie, że jest osoba, która jest z nami, od naszego początku :* Mogę śmiało powiedzieć, że Twój komentarz zasługuje na złoty medal, bo długością i intensywnością przewyższa wszystkie inne, jest po prostu cudowny! <3 Mam teraz istny pocisk emocji! Zawsze, ale to zawsze szczerzę się jak głupia do monitora, hahahah, muszę przyznać, że to wspaniałe uczucie, pomimo faktu, że wyglądam jak Peter na widok masowej ilości czekoladowych żabek XD Wracając do notki, strasznie się cieszę i już razem z Lily napisałam dwie strony - zamierzamy nadrobić ten miesiąc zaległości. Zapamiętaj, że każdy Twój komentarz, nieważne, czy ze sporą ilością cudzysłowów, czy liczący trzy zdania - nie straci swojej mocy i nigdy nie przestanie nas cieszyć ^__^ Też nie lubię Stevena, przypomina mi trochę pewnego chłopaka z naszej szkoły, a jeśli choć trochę jest do niego podobny - nie da się zbyć tak łatwo D:< I oczywiście, Charlotte musiała się pochwalić tym, że wyszukała sobie w Google kilka francuskich zdań i jedno z nich bardzo przypadło jej do gustu XD Chyba zagłębie się w naukę języka francuskiego, jest taki piękny!
    No i cóż, rozpisałam się bardziej, niż zamierzałam. Dziękuję Ci, za tak dłuugi i milutki komentarz, przeczytałam go już pięć razy i wciąż uśmiecham się jak idiotka, a teraz powracam do pisania!
    Pozdrawiam kochana, dzięki Twojemu silnemu wsparciu, nigdy, przenigdy się nie zniechęcimy, w głowie mam pełno pomysłów na dalsze rozdziały i po prostu nie mogę się doczekać, aż zacznę je zamieniać w słowa, dodatkowo, z pewnością się nie zniechęcę, dopóki życie mi miłe, a Lily pozostaje Lily ^____^"
    Wzajemnie, dużo, duużo weny :* moje wakacje są jak najbardziej udane, mam nadzieję, że Twoje też, a jeśli nie, życzę Ci tego samego, a nawet bardziej, o!

    Charlotte :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Podczas czytania wyłapałam błąd. Bynajmniej jest partykułą, która wzmacnia przeczenie, nie można więc użyć jej w twierdzeniu.

    Jeśli chodzi zaś o opowiadanie to jest bardzo przyjemne, takie ciepłe i wesołe, miło się czyta, a to zboże na tle potęguje to uczucie. Będę zaglądać. :)

    Pozdrawiam
    Carmen

    www.ofiara-wrozek.blogspot.com

    PS. Czy ta weryfikacja obrazkowa jest konieczna? ;-;

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie cieszę się, że spodobało Ci się nasze opowiadanie. Od razu mam więcej ochoty pisania. :)

    Co do błędu, to zostanie jak najszybciej poprawiony. Dziękuję, że nas o nim poinformowałaś. Ciągle walczymy z błędami, ale niestety one i tak się pojawiają. :)

    Serdecznie pozdrawiam
    Lily

    OdpowiedzUsuń
  5. 41 yr old Dental Hygienist Danny D'Adamo, hailing from Courtenay enjoys watching movies like "Sea Hawk, The" and Board sports. Took a trip to Su Nuraxi di Barumini and drives a Ferrari 275 GTB Alloy. Kliknij po wiecej info

    OdpowiedzUsuń