środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział Siódmy

EDIT: 09.09.13r.

Znów zwlekałyśmy niesamowicie długo, gorsze czasy, tak to nazwijmy. Osobiście uważam, że rozdział wyszedł stosunkowo słabo, ale nie śmiałyśmy zwlekać z dodaniem go jeszcze dłużej.
Także, miłego czytania! ^_^

Dodatek od Charlotte: Jak mniemam zauważyliście, że zmieniłyśmy zdjęcia bohaterów, zaś Charlotte została całkowicie odmieniona. Przepraszam z tego powodu, trochę to miesza, no, ale lepiej teraz, niż później >_< Doszłam do wniosku, że stara Char nie miała w swoim wyglądzie tego "czegoś", co dopasowałoby ją do magicznej aury Hogwartu. Powiedzmy. 

***

Odgłos cichych kroków roznosił się echem po korytarzu, było tak pusto, że nieco zaspana Gryfonka całkiem mimo woli wyobraziła sobie toczącego się biegacza stepowego, jak w westernach, kiedy heroiczny rewolwerowiec wkraczał na teren zabudowany, podejrzliwie opustoszały, a wtedy znienacka wyskakiwali bandyci z opaskami na prawym oku i dwoma pistoletami. Na jej szczęście, zamiast groteskowych oprychów zastała kilkunastu uczniów czekających pod drzwiami sali, w której odbędzie się pierwsza lekcja - Transmutacja. Jakby tego było mało, fart rudowłosej nie ograniczył się jedynie do ulgi po fakcie, że straszne opracowanie, o którym było teraz głośno, skończyła już w dzień, w którym je zadano. Dodatkowo bieżącą lekcję spędzić miała w towarzystwie Krukonów, a miała głęboką nadzieję, że spotka się z Charlotte, w końcu, już od wczorajszego obiadu nie widziała jej nigdzie, choć szukała kawałka panienki Cleanblood po całym Hogwarcie, i wysłała jej nawet sowę.
Zero odpowiedzi.
Powinna była się martwić, ale po dłuższym czasie milczenia z jej strony, odpuściła, wiedząc, że najwyraźniej jej przyjaciółka nie chce, by jakikolwiek kontakt zaistniał.
Opiekun Domu, a także niezastąpiona nauczycielka (drugiego) ulubionego przedmiotu zielonookiej zjawiła się minutę później, dokładnie o czasie, a wtedy z postawą godną tytułu Mc-sztywna-jak-spetryfikowany-kot-Gonagall zaczęła wpuszczać wszystkich do sali.
Rozglądając się u progu klasy i przygładzając swój żółto-czerwony krawat natrafiła na falujące brązowe kosmyki, błękitne oczy, i herb Ravenclaw wyszyty na czarnym jak sadza żakiecie. Charlie poprawiła niebieską spódniczkę w kratkę i pospiesznie weszła do sali, uprzednio posyłając Lily śpiący uśmiech.
Idąc z dumnie podniesioną głową rudowłosa przyjmowała wizje wspominanej zemsty, przygryzając wargę obmyślała słowa, którymi wypróbuje się wykaraskać z winy. Huncwoci nie dają sobą pomiatać, tak więc nie mogła być pewna, czy w ten sposób nie zapoczątkuje chęci odwetu czwórki rozrabiaków, w skrócie, zemsty zemsty.
Grzecznie usadowiła się w ławce, z pozornie wymalowaną miną i z niecierpliwością patrzyła na zegar, który zdawał się drzemać zupełnie jak reszta klasy. Westchnęła dokładnie w tej samej chwili, w której przysiadła się Dorcas z rozpiętym sweterkiem i gumą w buzi.
- Gdzie Huncwoci? - szepnęła.
- Nie pytaj.. - odparła tajemniczo Lily, zadzierając nos do góry. Mimowolnie wsłuchała się w wykład McGonagall, jej mowa stawała się mniej nużąca, akurat wtedy, kiedy drzwi gwałtownie otworzyły się, a w nich stanęło pięć sylwetek zniesmaczonych uczniów.
- Przepraszamy za spóźnienie, ale naprawdę nie było to naszą winą - jako pierwszy głos zabrał Remus, podchodząc bliżej do nerwowo stąpającej Minerwy.
Peter z przestraszoną miną zasiadł na krześle w końcu sali, jeszcze tylko brakowało, żeby zaczął gwizdać, z miną w stylu niewiniątka.
- Co to za spóźnienie, panie Lupin? - nauczycielka nie była zadowolona i wcale tego nie kryła, ciskając błyskawicami w stronę spóźnialskich.
- Tak jak powiedział Remus, to nie było z naszej winy.. - zaczął Black, ale ta mu przerwała:
- Siadajcie już i.. ściągnijcie te śmieszne czapki. Jeśli to kolejny wasz wybryk będę gotowa zająć się punktacją Gryffindoru!
- N-Nie możemy.. pani profesor.. - wyjąkał James, zaciskając palce na wciąż niedopiętej koszuli, na co zwróciło uwagę parę, o ile nie większość, dziewcząt. Tymczasem, w odłegłym kącie klasy rudowłosa wredotka zaczęła cichutko chichrać pod nosem.
- Bez gadania, bo dostaniecie szlaban! Słyszałam, że pan Filch potrzebuje pomocy przy oporządzaniu lochów! - nauczycielka była nieugięta.
W momencie, kiedy Syriusz i James ściągnęli nakrycia głowy, połowa klasy wybuchnęła głośnym śmiechem, zaś druga, czyli dziewczyny, wydała z siebie oburzony jęk, co znaczyło coś w stylu „Nawet teraz wyglądacie bosko!”
Lily pokładała się ze śmiechu, a Dorcas zawtórowała, przyjacielsko poklepując ją w plecy, coś jakby gratulując dobrego pomysłu. Najwyraźniej domyśliła się, kto zadał im tę krucjatę.
- Panie Black, panie Potter, jak mam to interpretować? - zapytała opiekunka Gryfonów, a kąciki jej ust nieznacznie się podniosły, mogłabym przysiąc, że w duchu śmiała się jak reszta klasy.
Zielonooka słyszała słowa obijające się echem w swojej wyobraźni:
„Weź sobie ciasteczko, Evans”
Zarówno Łapa, jak i Rogaś skrzywili się, jakby dostali sklątkami tylnowybuchowymi w twarz.
- Przecież nigdy w życiu nie przefarbowałbym włosów na różowo.. - wymamrotał James, spuszczając głowę, jego palce pobielały od kurczowego ściskania koszuli. Syriusz dodał ciche „Błękitne warkoczyki nie służą mojej reputacji” i zesztywniał, wciąż stojąc jak do baczności. Pani McGonagall nakazała ciszę, zwracając się do rozbawionej klasy.
- Usiądźcie już - burknęła, choć jej głos brzmiał raczej jakby nie mogła wstrzymać dłużej złowieszczego chichotu. Usiadła przy swoim biurku i z całych sił skupiła uwagę na pergaminach.
- Pani profesor, a nie mogłaby pani nas odczarować? - zapytali niemalże jednocześnie, nie kryjąc naiwnej nadziei, czającej się w nutce ich desperacko potulnych głosów.
- Panie Lupin, proszę to zrobić. Nie wiem dlaczego nie obeszło się z tym wcześniej - bąknęła, kartkując strony opasłego tomu Transmutacji.
- Próbowaliśmy, ale to wyjątkowo mocne zaklęcie.. - nieśmiało wtrącił Lunatyk, w głębi duszy przeklinając swoje niedostateczne umiejętności.
Śmiechy już ucichły, jednak gdzieniegdzie dało się słyszeć ciche parsknięcia, mieszane z tłumionym chichotem.
- Proszę o spokój! - krzyknęła, podnosząc wzrok i powróciła do skazańców:
- Zostajecie po lekcji.
Obaj jęknęli, spuszczając ręce.
- Ciekawe, kto to zrobił. - szepnęła Dorcas, kiedy chłopcy zasiadali w ławkach.
- Nie mam pojęcia.. - po wypowiedzeniu tych słów z preofesjonalnie udawaną powagą, Lily zaczęła chichotać, wwiercając swoje spojrzenie w dwójkę ofiar poprzysiągniętej zemsty.
Do końca wszystkich lekcji wyśmienity humor Gryfonki utrzymywał się dokładnie tak, jak w święta, pomimo faktu, że już po Transmutacji różowe włosy Rogasia i błękitne warkocze Łapy zniknęły, i nie było już się z czego śmiać. Za sprawcę chciano uznać Petera, który niby obraził się za zjedzenie ostatniego opakowania Fasolek Wszystkich Smaków, ale przecież jego siły nie przewyższały żadnego z nich, więc nie mógłby rzucić takiego zaklęcia. Jednakże, ani przez chwilę nikt nie pomyślał, że to mogła być Ona.
Dorcas podstępnie szturchnęła bok rudowłosej, nachylając się nad jej uchem, po czym powiedziała:
- Idziemy teraz do dormitorium, odrobimy lekcje i trochę pogadamy - w jej ustach nie było to ani twierdzeniem, ani pytaniem, a rozkazem pobrzmiewającym w uszach.
Cała Dori.
Zielonooka kiwnęła głową i ruszyła wraz z przybyłą trójką przyjaciółek do Domu, po drodze omawiając ekstremalnie nudną lekcję profesora Binnsa.
- A teraz, rudzielcu, powiedz, dlaczego skatowałaś tak tych biednych przystojniaczków? - Lily usadowiła się na ziemi plecami opierając o łóżko i zajęła się stosem zadań, zaś Dori usiadła naprzeciwko, krzyżując nogi w ten, turecki sposób.
- Nie wiem o co ci chodzi.. - burknęła, odargniając swoje włosy do tyłu. - Róbmy już te zadania! - w ten oto sposób, nabierając wprawy w skutecznych unikach, Lily przybrała chytrawy uśmieszek.
- Oj, nie, nie. Najpierw nam wszystko opowiesz. - Ann leżała brzuchem na puchatym dywanie, rozwiązując czarodziejskie krzyżówki, zamiast choć raz zaglądnąć do podręczników. Rudowłosa podniosła się znad książek i przeniosła swoje ciało na łóżko.
- No dobra, słuchajcie i nie próbujcie mi przeszkadzać… - zaczęła swoją opowieść i nie szczędziła szczegółów, tak więc, jak tylko doszła do pocałunku wszystkie zaczęły zadawać ożywione pytania typu:
 „Podobało ci się?”, „Jak on całuje?”, „Mój boże, doszliście już do drugiej bazy?!”
- DAJCIE MI DOKOŃCZYĆ! - dziewczyny zamilkły, zaś Lily ciągnęła dalej. Gdy skończyła odezwała się Ann:
- Mi to się wydaje, że James ci się po prostu podoba - stwierdziła, a dziewczyny zaczęły szeptać, popierając jej zdanie.
- Nie wydaje ci się, Ann. To widać gołym okiem! - powiedziała Dorcas, posyłając zielonookiej jeden z tych jej spojrzeń, mówiących „Przejrzałam cię i skopię ci tyłek, jeśli nie przestaniesz łżeć”.
- Och, przestańcie. Przecież wiecie, że my się tylko przyjaźnimy. Jest dla mnie jak brat.
- No jasne.. przyjaźnicie się tak samo jak Alice z Frankiem - prychnęła Ann, a Alice wydała z siebie zduszony jęk, podnosząc głowę znad stosu zadań domowych.
- Ej! – Lily rzuciła w stronę Edanriver pluszową poduszką-misiem i całkiem świadomie wywołała długą wojnę na poduszki, którą, oczywistka, wygrała. Dziewczyny głośno oddychały, kiedy opadły na łóżko i zaśmiały się, zsuwając się na podłogę.
- I co teraz powiecie?
- Skąd ty bierzesz tyle siły, Lily? - Alice pokręciła głową ze śmiechem - No dobra, trzeba robić te zadania. Same się nie zrobią!
Po wydaniu cichych jęków w formie protestu, dziewczyny słusznie siadły do książek. Zostało już tylko wypracowanie na Astronomię i Obronę Przed Czarną Magią, o których Ruda zapomniała całkowicie. Wszystkie inne prace domowe zrobiła, kiedy tylko je zadano.
Pilna uczennica z tej Lily, a jakże!
- Lilka, Alice, pomóżcie! - Ann i Dorcas miały dość. Wszystkie siedziały już tak półtorej godziny. Lily właśnie skończyła pisać i zabrała się do kolejnego wypracowania na Transmutację, wolałaby tego nie zostawiać na później.
- Nie marudźcie! - Alice była w swoim żywiole, bo w końcu mogła godzinami robić zadania. Najpilniejsza uczennica w całej szkole, którą bardzo trudno oderwać od książek, ale jeśli już tak się zdarzyło to nie chciała do nich wrócić.
Czysta logika!
Na Transmutacji omawiano dziś animagów. O tym było też zadanie.
Zaraz..
- To dziś - wymamrotała Lily.
- Co jest dziś? - zapytały zaskoczone dziewczyny niemal chórem, z umiejętnością godną bliźniaczek Ravenwell.
- Nie, nic. Znaczy… znowu nie będzie mnie dziś w nocy. No wiecie sprawy Huncwotów… Emm.. Chłopcy planują dowcip i chcą, żebym im pomogła. - Jak ona nienawidziła okłamywać przyjaciółek!
- Znowu? Miałam nadzieję, że dziś spędzimy wieczór razem - Ann westchnęła.
- Bardzo was przepraszam, ale już im obiecałam. Przysięgam, że niedługo cały wieczór będzie zarezerwowany wyłącznie dla was - Lily przytuliła się z dziewczynami, szeptając coś o każdym wymyślonym pomyśle.
- No cóż.. nie będzie łatwo nam to wynagrodzić - powiedziała Alicia.
- Myślę, że babski wieczór w ten weekend, w Pokoju Życzeń wystarczy. I nie próbuj się wymigać! - Dorcas pogroziła palcem przed nosem dziewczyny. Każda z nich wiedziała, że zgrozą dla Lily było marnowanie wieczoru na malowanie paznokci.
- No dobrze, ale.. nie będziecie miały nic przeciwko jak nasze Krukonki też przyjdą?
- No coś ty! - dziewczyny oburzyły się, jak gdyby byłoby to czymś niemożliwym. Darzyły ogromną sympatią przyjaciółki Char i ją samą, zawsze podobała im się ich postawa, nienaganna, pełna gracji, Lily mogłaby się założyć, że podobałaby im się nawet, jeśli miałyby na sobie worek z ziemniaków i durszlak na głowie. Nie sądziła, by się do tego przyznały, ale w pewnym stopniu zawsze chętnie o tym mówią. Krukonki miały coś w sobie, że były wzorem dla każdej dziewczyny, swego rodzaju autorytetem.
Prawie każdej. Rudowłosa ścigająca w drużynie Gryffindoru nie miała pojęcia, o co w tym chodziło.
- To jesteśmy umówione na jutro! Będzie cudownie! - Ali klasnęła w dłonie i zwróciła się do Dorcas, i Ann:
- Wracamy do pracy! Nie jęcz tak, Ann tylko pokaż  mi to swoje wypracowanie.
- Kocham cię, panno Willie! - krzyknęła uradowana Edanriver, wskakując na swoje łóżko.
Wszystkie wróciły do pracy, a jedynie rudowłosa za nic w świecie nie mogła się skupić. Myślała tylko o jednym - dziś pełnia. Jak co miesiąc będzie świadkiem tego, jak jeden z jej najlepszych przyjaciół cierpi, odbywając tę drastyczną rutynę.
Razem z Jamesem, Syriuszem i Peterem bardzo chciała mu pomóc, kiedy tylko się o tym dowiedziała. Był na to tylko jeden sposób.
Musieli zostać nielegalnymi animagami. Musieli? Całym sercem, chcieli. Nie było im w zwyczaju, zostawiać tak swojego przyjaciela. Przez kilka lat zaciekle ćwiczyli. Dzień, w którym udało im się zmienić pamiętała jak dziś, radość jaka ją ogarnęła przyćmiła wszelkie myśli o konsekwencjach. Tak właśnie być powinno.

W pustej sali dało się słychać podniesione głosy piątki uczniów. 
- Teraz nam się uda! Musi nam się udać! - czworo z osób zaczęło szeptać pod nosem jakieś formułki zaklęć. Nie trwało to długo, kiedy w klasie pojawiły się trzy dzikie zwierzęta. Po pomieszczeniu krążył duży, czarny pies, jeleń i łania. 
- Peter! Postaraj się bardziej! - zdała się mówić zielonooka łania, tymczasem, jedynie tupnęła malutkim kopytem, usiłując przekazać ową wiadomość do przyjaciela.
- Robię, co mogę! Nie naciskaj tak, bo zaczynam się wtedy denerwować. - odarł piskliwym głosikiem grubiutki młodzieniec, nerwowo usiłując zdobyć się na czyn godny swoich towarzyszy. Płomiennie szeptał formułkę, nie zaprzestając starań, zaś czarny pies prychnął, siadając na zimnej posadce. 
Jeleń z pokaźnym porożem podszedł do łani i szturchnął ją w zad, na co ta, zdenerwowana, odwróciła się gwałtownie, kręcąc łbem.
- Już! Już mi wychodzi! Coś się udaje.. To.. - zanim Peter zdążył skończyć, na jego miejscu pojawił się szczur, z wściekłą sierścią i długim ogonkiem, ciągnącym się za jego czarnym tułowiem.
Nastała chwila ciszy. Zarysy ludzkich osobników na nowo pojawiły się na miejscu.
- Udało nam się! Nie wierzę! W końcu się nam udało! - niemalże krzyczał Syriusz, rozdziawiając buzię z podekscytowania.
- Jesteśmy animagami! - powiedział James, dyszkantem podobnym do podnieconego głosu Luanny.
- Trzeba powiedzieć Remusowi. Jutro jest pełnia. Na wszelki wypadek spróbujmy zmienić się jeszcze raz! - powiedziała dziewczyna i, jak na zawołanie wszyscy zaczęli szeptać formułki zaklęć, tym razem, o wiele spokojniejszym głosem.

- Lily! Wylałaś cały atrament! Lily! Żyjesz?! - Dorcas szarpnęła Lily za ramię, orzeźwiając jej zatracony wzrok, zagubiony gdzieś w przestrzeni pokoju. Zielonooka rzuciła „chłoczyść” i bez słowa wróciła do pisania wypracowania.
Uśmiechnęła się.

- Lunatyku! Chodź szybko i nie marudź! - rudowłosa dziewczyna zaciągnęła protestującego prefekta do  nieużywanej klasy. 
- Co wy znowu kombinujecie? - zapytał chłopiec na widok Jamesa, Petera i uśmiechającego się Syriusza.
- Postanowiliśmy ci pomóc. Długo się staraliśmy i w końcu nam się udało! - czarnowłosy młodzieniec puścił oko do reszty i krzyknął:
- Na trzy!
- Raz!
- Dwa..
- Trzy! - na te słowa rozniósł się stłumiony odgłos wielu szeptów, który szybko przemienił się w jednosekunowe trzaśnięcie, co towarzyszyło pojawieniu się czterech imponujących zwierząt, no, może z wyjątkiem tego małego, najwidoczniej chorego na wściekliznę, grubego szczura.
Remus przyglądał się, jak jego przyjaciele ponownie przybierają postać ludzką, śmiejąc się i gratulując sobie nawzajem.
- I jak? Podoba Ci się niespodzianka? - rozczochrany chłopak wyszczerzył zęby.
- Teraz w czasie pełni nie będziesz już sam - dodała dziewczynka.
- Wy… chyba nie chcecie powiedzieć, że będziecie mi towarzyszyć w pełnie.. - wydukał zdumiony wciąż Gryfon.
- Oczywiście, że tak. Nie po to ćwiczyliśmy tyle lat, żebyś teraz nam tu zrzędził! - zaperzył się młody Black.
- Nie pozwolę, żebyście się narażali!
- Nie jesteś przecież groźny dla zwierząt. Zrobiliśmy to dla ciebie i teraz nie masz już wyjścia. Ty zrobiłbyś dla nas to samo! - zielonooka podeszła i przytuliła chłopaka. Reszta zaraz uczyniła to samo. Oczy Remusa Lupina zaszkliły się, ukazując perłowo-białe przebłyski na piwnych tęczówkach.
- Rany, dziękuję wam. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi na świecie - szepnął.
- Nie ma sprawy, Remusie! - usłyszeli piskliwy głos grubaska, który przytulał najmocniej pozostałą czwórkę, uśmiechając się radośnie.

- No! Ja już skończyłam! - Rozległ się donośny okrzyk Ann, która z ulgą odetchnęła, pytając Lily, jak idzie. Ta odchrząknęła i podniosła się łokciami, siadając i przecierając sobie oczy.
- Uhm, już kończę - odparła, wzdychając cichutko i rozejrzała się po pokoju zaspanym wzrokiem.
- Co się stało? Jesteś jakaś oderwana od rzeczywistości. - Zielonooka zdobyła się na szeroki uśmiech i posłała go dociekliwej Ann, która dopytywując Rudą, rytmicznie tupała nogą.
- Spokojnie, przypomniało mi się coś tylko, ale to nic złego - zaśmiała się, odgarniając rudy kosmyk za ucho.
- Zgłodniałam przez te zadania! - jęknęła panna Meadowes, opadając na swoje łóżko twarzą w poduszki.
- Robisz się jak Peter! Dopiero był obiad! - Ożywiona sprzeczkami współlokatorek rudowłosa dokończyła swoją pracę, by móc zasiąść obok Alici i związać sobie włosy niemagiczną gumką.
- Nie tak dopiero Alicio! Tylko trzy i pół godziny temu. Jak zajmujesz się lekcjami to chyba tracisz poczucie czasu! - zachichotała Ann, wygodnie siadając na podłodze u boku Lily.
- I chyba nie tylko kiedy robi zadania. Ostatnio nasza Al zaczęła coraz później przychodzić do dormitorium. Taka pilna uczennica! Ciekawe co cię tak zatrzymuje, kochana - Dori zapomniała już o swoim głodzie, natrafiając na godny temat do ploteczek.
- Albo raczej „kto”! - dodała Lily i znacząco poruszyła brwiami, ofiarowując drobniutkiej Willie kuksańca w ten jej drobniutki bok.
Do tej pory radosna blond prymuska zarumieniła się, złapała pierwszą lepszą książkę i chyba zamierzała udawać, że ją czyta, żeby ukryć rumiane policzki.
- Nie męczmy jej już. Chodźmy do Pokoju Wspólnego! - zarządziła Ann, żwawo podnosząc się z miejsca.
Willie podniosła głowę znad książki, którą niechcący złapała na odwrót, robiąc wielkie oczka do dziewczyn.
- Frank spytał mnie wczoraj czy będę jego dziewczyną no, a ja… zgodziłam się - Alicia powiedziała to tak szybko, że trudno było ją zrozumieć. Rumieńce na jej policzkach były jeszcze większe niż przedtem. Dziewczyny ochoczo rzuciły się, by jej pogratulować.
- Ale proszę, nie mówcie na razie nikomu! - błagalnym głosem rzekła blondynka, a jej mina przybrała na tyle przestraszony wyraz, że kompletnie mimowolnie wywołał u reszty potężny chichot.
- Słowo Huncwota - powiedziała, śmiejąc się Dorcas, a pozostałe, idealne przyjaciółki, zaraz do niej dołączyły. Leżały na podłodze i śmiały się do łez, nie wspominając o buraczanym odcieniu skóry Alici, która bezskutecznie próbowała je uciszyć.
Tak zastali je Syriusz i słabo uśmiechający się Remus.
- Wybaczcie, że przeszkadzamy tę jakże ciekawą.. zabawę, ale nie zechciałybyście pójść z nami na spacer i skorzystać z ostatnich ciepłych dni tego roku? - Black posłał dziewczynom zachęcający uśmiech i wsunął dłonie do kieszeni spodni, w których trzymał średniej wielkości zawiniątko.
Wszystkie przytaknęły.
- Zejdźcie na dół, a ja poszukam sweterka! - Lily rzuciła się w stronę zagraconej szafy, rozwalając starannie poukładane ciuszki Alici, czego na szczęście nie widziała. Dogoniła Syriusza i dziewczyny przy schodach.
- Jak wam udaje się tu wchodzić? - zaciekawiła się Ann, marszcząc brwi.
- Tajemnica Huncwota.
Prędko zeszli do Pokoju Wspólnego, gdzie czekał na James, Peter i odwrócony tyłem Remus. Posyłał dziewczynom przyjazne uśmiechy, jedynie jego oczy zdradzały prawdziwą mizerność stanu, w jakim się znajdował.
Kiedy tylko wyszli z wieży skierowali się na błonia i jak zwykle zasiedli pod ich dębem. Chłopcy zaczęli grać w Eksplodującego Durnia, Lily chwilę gadała z Ann i Dorcas, ale zaraz dołączyła do Huncwotów, szczerząc się przy każdej wygranej.
Dziewczyny szeptały coś do Ali, a ona ciągle się rumieniła, przybierając speszoną minę. Ruda pokręciła głową ze śmiechem. Nie mogły dać jej spokoju, bo musiały wiedzieć wszystko. Biedna Alicia.
- Cholera, Lily jak zawsze oszukuje! Nie gram z nią! - zaczął krzyczeć Syriusz z miną wściekłego dzieciaka, mierząc w zdezorientowaną dziewczynę palcem.
- Oj, Łapciu… nie moja wina, że zawsze przegrywasz.
- Ale ty oszukujesz! Gramy w coś innego! - krzyknął, po czym spokojnym tonem zwrócił się do Petera:
- Glizdek, biegnij po karty. - Pettigrew posłusznie wstał i pobiegnął w stronę zamku, ówcześnie potulnie kiwając głową. Czekali dość długo, choć wiadme było, że chłopak starał się być jak najszybciej.
- Kto rozdaje? - spytała zielonooka, kiedy po kilkuminutowej naradzie mędrców zadecydowano, w co grają.
- Ja, bo zaraz znowu zaczniecie się kłócić! - zarządził Remus.
- Dziewczyny gracie z nami ? - James zagadnął do dziewczyn, jednak te wciąż chichrały z kozła ofiarnego.
- Nie, nie. Grajcie sami - odpowiedziała Dorcas i powróciła do męczenia panny Willie.
Po piątej dogrywce Lily zaczęła śmiać się jak głupia. Znowu wygrała. Remus przyjął to jak mężczyzna, Peter zawsze przegrywał, ale Syriusz, do którego teraz dołączył Potter nie mógł się z tym pogodzić.
- I widzicie?! To niemożliwe, że we wszystko wygrywa! W nic nie będę już z nią grał! - Syriusz skrzyżował ręce na piersi, z zaciekłym żalem wykrzykując wszelkie podejrzenia, jakie zauważał podczas gry.
- Przecież widać, że oszukuje!
- To tylko gra.. - Lunatyk próbował ich uspokoić z pobłażliwą miną, zbierając porozrzucane przez Jamesa karty.
- Ale ona oszukuje!
- Nie rozśmieszajcie mnie! To nie ja chowam sobie karty do rękawów. Tak Potter widziałam, co robisz cały czas! - powiedziała główna podejrzana, na co Syriusz zachichotał.
- Nie śmiej się, Łapciu tylko może wstań, to zobaczymy co tam pod sobą chowasz.
Glizdek zwrócił się do dwójki oburzonych dam, zadzierających noski w górę i gestem przejechał palcem wskazującym po szyi.
- Dziękuję, Peter - Lily uśmiechnęła się do piwnookiego i pospiesznie zapytała:
- Która godzina?
- Niedługo kolacja – odpowiedział Remus, zerkając na zegarek. Nie można było wyczuć ani grama smutku w poważnym tonie, jakim się wyrażał, jednak nigdy nie był na tyle surowy, by nie podejrzewać, że jest czymś przygnębiony.
Zaraz po posiłku musiał iść do pielęgniarki po leki, a później iść z nią do przejścia w Bijącej Wierzbie. Wszystkim powiedział, że znowu musi jechać do chorej matki i, że wróci za kilka dni.
- No, to chodźmy! - Lily objęła przyjaciela ramieniem i posłała mu współczujący uśmiech, zabierając się z resztą do zamku.

***

Odpięła ostatni guzik białej koszuli i zdjęła krawat okalający jej smukłą szyję, z wymalowaną uglą żegnając codzienną marę obowiązków. Przejrzała się w lustrze, upinając włosy w luźny warkocz z boku i z cichym westchnieniem wsunęła się pod kołdrę, kładąc się na plecach, by móc utkwić wzrok w suficie, niezobowiązującym obiekcie niezależnych spojrzeń pełnych pustki.
Ciche miauknięcie wydobyło się gdzieś z kącika pokoju, może z lewej, albo z prawej, ani myślała, by o tym rozważać. Zamiast tego dała się porwać w wir anonimowych myśli, toczących się po białym sklepieniu, jak widmo płatków noszonych przez porwisty wiatr w wiosenny poranek.
Pozbyła się sumienia na czas nocy, wiedząc, że wówczas powróci ze zdwojoną siłą, by móc ciążyć nad jej świadomością przez resztę mojego życia. Nie dzisiaj. Nie teraz.
Niewiedza jest błogosławieństwem, zatem brak sumienia niematerialnym bogactwem, przedstawiającym pełny szereg nowych możliwości, o jakich nigdy nie śniła.
Na codzień Charlotte czuła się jak lalka, którą nauczono, jak się zachować, a jak nie, jak mówić, czego nie mówić, jak podnosić rękę, jak chodzić, jak się nosić, jak  b y ć. Uparcie dążyła do normalności, do bycia wcieleniem wolnego ducha, beztroskiego i szczęśliwego. Jakaż szkoda, że nie nauczono jej właśnie tego.
Drzwi skrzypnęły i z kuriozalnym trzaskiem zamknęły się ponownie,  a do pomieszczenia wkroczyła Luanna z niekłamanym zaskoczeniem dającym się we znaki. Kiedy Charlie zrozumiała, że zamaszystym krokiem zmierza w stronę jej łóżka, podniosła się łokciami do pozycji siedzącej i zaspanym wzrokiem badała jej zmieniającą się mimikę twarzy. Luanna przystanęła nad marszczącą brwi Krukonką, chwilę walcząc z samą sobą, a następnie opadła na koc, tuż obok ud brązowowłosej. Wciągnęła świszczące powietrze i na chwilę przymknęła powieki, zaciskając je z całej siły.
- Pokłóciłam się z Aaronem.. i.. i zerwaliśmy.. - szepnęła.
Lua wyglądała, jakby usłyszała, że pozostało jej dobre pięć tygodni życia. Była w szoku, drżała i nie chciała tego, nie chciała myśleć, chciała po prostu przez to przejść, i mieć z głowy rozdzierający ból w sercu.
- Poszło o Mikaela.. - dodała po chwili, wiedząc, że milczenie błękitnookiej jest pozwoleniem na dalszą część jej monologu. Blondynka głowę na jej nogach i ani na chwilę nie przestała rozchylać powiek.
Ciągnęła dalej:
- Był na mnie zły, że nie chcę nic robić w  t e j  sytuacji - dodała, z naciskiem na słowo 'tej'. - Tylko, że wtedy, błyskawicznie zmieniliśmy temat, żaląc się o każdą niedogodność w naszym związku. Sugerował, że mam go dość! Krzyczał na mnie, a ja na niego i wcale nie było to zabawne. Nie podoba mi się to, w pewnej chwili miałam wrażenie, że gotów jest dojść do rękoczynów, był taki łapczywy, a jego głos pełen jadu. Wyszłam, zanim zrobiło się gorzej. Na odchodne rzucił, że z nami już koniec.
Charlotte niewidocznie załamała ręce. Co się dzieje? Mikael, a teraz Aaron?
Luanna podniosła się, wwiercając w swoją przyjaciółkę pełne żalu spojrzenie, a Charlie natychmiast przytuliła ją do siebie, niemalże czując, jaka jest roztrzęsiona.
Nic nie mówiła, tylko zaczekała, aż wejdzie pod kołdrę, kładąc się obok niej i z pełną ufnością wtuli się w jej ramiona, dając upust gorącym łzom.
Dłonią gładziła jej miękkie włosy, starając się uspokoić tym choć trochę jej naruszony spokój i zszargane nerwy. Łkała przez dłuższą chwilę, która dłużyła się w nieskończoność. Brązowowłosa oparła podbródek o jej głowę i zaczęła zastanawiać się nad egzystencją potencjalnych związków.
Miłość. Do czego ona jest potrzebna? Absolutnie do niczego.
- Tworzyliście taką ładną parę.. ty i Mikael.. - Luanna delikatnie odsunęła się od mokrych ramion Charlotte i wychlipała, pociągając nosem po raz szesnasty, że trudno znaleźć tak dobraną dwójkę w całym Hogwarcie.
Nie wiedziała, jak bardzo się myliła.
Szybko się uspokoiła, miała miarowy oddech, a zanim Charlie spostrzegła, zielonooka zasnęła, tuląc się do niej jak małe, zastraszone dziecko. Serce krajało jej się na ten widok, bo pomimo pogodnego wyrazu twarzy, jej ciało wciąż drżało, wspominając zdarzenie z Aaronem.
Ciemniejący aksamit za oknem stwarzał chorobliwie senną atmosferę, jodły kołyszące się z oddali za oknem ospale tańczyły w rytmie szalejącego wiatru, który przybył tu znikąd, diametralnie obniżając temperaturę powietrza, ptaki umilkły, a słońce zdążyło się już ukryć poza linią horyzontu. Obserwując zmiany za oknem senność dopadła i ją, błękitnooką Krukonkę, zmuszając do tego stopnia, że nie myśląc o wczesnej godzinie oddała się w objęcia Morfeusza, udając się do kojącej krainy, gdzie wszelkie troski i zmartwienia nie istniały.
Ulgę stanowił fakt, że Mikael nie był już częścią jej życia.

***

Po kolacji wszyscy rozeszli się do swoich dormitoriów.
- O której masz zamiar wrócić młoda damo? - zapytała Dorcas poważnym tonem widząc, że rudowłosa zbiera się do wyjścia.
- Nie wiem, nie wiem… może rano? - uśmiechnęła się zadziornie, a panna Meadowes zagwizdała.
- Widzę, że szykuje się ciekawa noc.
- Nawet nie wiesz jak! - z udawanym entuzjazmem sposępniała na myśl, że już za niedługo będzie w Wrzeszczącej Chacie, gdzie Remus będzie przeżywał męczarnie, a później znów będą łazić po błoniach i Zakazanym Lesie. Czwórka animagów, w dodatku nielegalnych i wilkołak co miesiąc spacerują sobie po terenie szkoły! Gdyby ktoś dowiedział się o ich nocnych wędrówkach, z pewnością wyrzuciliby ich ze szkoły.
Lily pożegnała się z dziewczynami i zeszła do Pokoju Wspólnego, a, że nie było w nim nikogo usiadła na fotelu i wyczekiwała chłopców z niecierpliwością, co nie szło jej dobrze.
Po pięciu minutach wstała i ruszyła do ich dormitorium. zapukała, i nie czekając na odpowiedź weszła. Zachciało jej się śmiać, na widok połowy, którą zajmowali Syriusz i Remus, pedantyczni idealiści, i tej drugiej, gdzie walało się dosłownie wszystko.
- O, Lilcia. Już mieliśmy do ciebie schodzić, ale Glizdogon przesiał gdzieś pelerynę jak ostatnim razem wybrał się na nocną wyprawę do kuchni i nie możemy jej znaleźć. - James wyjął głowę spod łóżka, wyrzucając sportową koszulkę za siebie i wstał, poprawiając włosy.
- Nie zgubiłem jej specjalnie! - pisnął Peter.
- Ja w takim brudzie też nie mogłabym niczego znaleźć - powiedziała Lily z niemożliwym uśmiechem i razem z nimi zabrała się do szukania zguby.
- Mam! - krzyknął Peter znad sterty skarpetek przy jego łóżku. Gryfonka wolała nie rozmyślać nad ich czystością i zniesmaczona odwróciła się w przeciwną stronę.
- Szybko, Peter, zmieniaj się, a wy właźcie pod pelerynę! - zarządziła. Glizdek przeciągle szeptał formułkę, a w ten czas Syriusz i James schowali się pod niewidką. Nie było innego wyjścia, Peter nie zmieściłby się z nimi, i tak ledwo mieścili się we trójkę.
Wyszli z Wieży Gryffindoru i zaczęli przemierzać opustoszałe korytarze, ledwie widoczny szczur piszczał pod ich stopami, a mapa wyślizgiwała im się z rąk.
- Rany, James, depczesz mi po stopach! - jęknął Syriusz.
- Trzeba było na mnie nie wchodzić!
- Zamknijcie się durnie, bo ktoś nas usłyszy! - syknęła Lily. - Skręcamy, w tamtym korytarzu jest Filch. Łapo! Trzymaj wyżej tą różdżkę, bo nic nie widzę!
Bez przeszkód dotarli do wyjścia, a później po cichutku przemknęli przez błonia. Peter już na ich czekał i unieruchomił Wierzbę, a wtedy wszyscy wbiegli do tunelu.
Remus siedział na zniszczonym łóżku, blady jak skrawki obdartych ścian w pomieszczeniu. Bladożółta poświata z niestabilnie kołyszącej się lampki rzucała niemrawe światło na zniszczoną podłogę, w której ich przyjaciel z całych sił wbijał wzrok.
- Jesteśmy z tobą, Remusie. Będzie dobrze.. - szepnęła Lily, a Lunatyk tylko lekko pokiwał głową. Czuł, że nie będzie ani trochę lepiej niż ostatnio, miał się podlej niż zwykle. Rudowłosa wyciągnęła różdżkę i szepnęła zaklęcie, które podwójnie obiło się echem, zamieniając się w dzikie zwierzę, któremu towarzyszył potężny pies i rogaty jeleń, rzucający cień na siedzącego.
Zaczęło się.
Przygryzła wargi i podniosła brwi, gotowa płaczu na widok rzucającego się przyjaciela, wijącego się w krzyku pełnym agonii. Jego głos chrypiał, a ciało wyginało się w spazmatyczny łuk za każdym razem, kiedy gardło przedzierał donośny okrzyk raniący nadwrażliwe uszy łani, a ból wymalowany na twarzy chłopaka sprawiał, że skręcało ją w sercu. Syriusz skamlał, a James chylił poroże, podczas gdy Peter biegał w kółko, nie mogąc przyjąć takiej dawki współczucia i bezradności. Remus bezsilnie opadł, zsuwając się z łóżka. Był pewien, że wolałby przeżyć torturę Crucio, niżeli narażać nie tylko siebie, ale i innych, przechodząc tą straszną przemianę w bestię, która nie znała granic, emocji, ani zdrowego rozsądku.
Przestraszona do granic możliwości łania wydała z siebie zduszony jęk, oddychając głębiej i łapczywie łapiąc powietrze, którego powoli zaczynało brakować. Nastąpił kolejny krzyk. I następny. Później odgłos przekształcający się w głośny ryk jakiegoś ogromnego stwora. Cień zakrywający światło, rzucający ciemność na zwierzęce sylwetki. Monstrum zatapiało swoje pazury w ścianie, przecinając tapetę z lekkością dokładną noża w maśle. Latało wtem i z powrotem, ogarnięte dziką furią, nieodpartą, i nieludzką.
Wybiegło z chaty, niemalże rozrywając po drodze wszystko, dysząc ciężko i głośno, co chwilę skręcając w inną stronę, by w końcu znaleźć się na wzgórzu pustym od flory.
To już nie był Remus. To nie był o n. Wiedzieli o tym, i wcale nie czuli się źle, podążając w nieznane za głośnym wyciem bezmyślnej bestii, wilkołaka głodnego wolności.



5 komentarzy:

  1. Witacjcie! Bardzo dobry rozdział! Podoba mi się. :3
    Nie rozumiem tego zdania:
    ,,- N-Nie możemy.. pani profesor.. - wyjąkał James, zaciskając palce na wciąż niedopiętej koszuli, na co zwróciło uwagę parę dziewcząt, a obyło się to ślinotokiem połączonym z chwilowym zawiasem żeńskiej populacji klasy.''
    W dokładności, to końcówki. :)
    Ach, nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. :D Powinnyście dodawać je częściej. ;)
    Pozdrawiam,
    Carmen. :33

    PS. Zapraszam także do siebie, na nowy rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi, w sumie mogłam sobie darować tę scenę, ale pomyślałam, że trochę za mało zwracamy uwagę na sprawy łączone z tytułem najprzystojniejszych chłopaków w szkole, ciągle o tym wspominamy, a jednak, nigdzie nia ma dowodów :P Przyznam, że kierowałam się nieco wrażeniami po pochłonięciu dużej ilości anime, stąd ten "ślinotok połączony z chwilowym zawiasem" typowym dla pojawienia się heroiny głównych bohaterek (większość była typowymi shoujo - temat przewodni - romantyczna miłość, która, pomimo sprzeciwności losu, zawistnej przyjaciółki, czy czegoś tam, trwa do końca, a wszystko kończy się szczęśliwie i niezwykle ckliwie, tak, Charlotte to ubóstwia). Myślę, że w sumie, końcówka jest zbędna i zaraz zajmę się jej usunięciem, zajęłam się poprawkami całego rozdziału, ale nie zwróciłam uwagi na takie szczegóły. Faktycznie, nie za dobrze to brzmi!
      Kończąc przynudną część komentarza, chciałabym Ci podziękować, w imieniu Naszym :P Postaramy się dodawać notki w ciągu tygodnia, jak najczęściej, bo ostatnio rzeczywiście obijałyśmy się, jeśli o to chodzi.
      Buziaki od L&C :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. I tak zawsze, bezwarunkowo, o każdej porze dnia i nocy kocham Jamesa ! Nawet jeżeli jego włosy są różowe.. kckckckckck <3
    Powiedzcie mi kochane, kto jest aż tak głupi, że gdy ma właśnie publikować komentarz klika coś i cały się usuwa..? No kto?! JA! Zabijcie mnie na miejscu... pozwalam z całą odpowiedzialnością ;D
    Powiem szczerze, że chociaż minął już tydzień cały czas, szukałam czasu aby tutaj zaglądnąć. Życie przewróciło mi się do góry nogami.. można tak powiedzieć. Miałam w minionym tygodniu tyle różnorakich spraw na głowie, że aż głupio się przyznawać. Oj Lily, coś czuję, że to ostatnio to nie był zwykły zbieg okoliczności, mówię ci! To na bank musi coś znaczyć ;* Char ubolewam, że nie masz gg.. fajnie byłoby popisać ;D
    No dobra... ale to nie jest miejsce na gadanie o sobie.. chociaż jak ostatnio patrzę na siebie, to gadam tyle, że aż nie mogę xd
    To w jaki sposób formujecie zdania i wgl.. bardzo podoba mi się styl i nigdy bym nie podejrzewała, że jesteście w moim wieku!
    "Mc-sztywna-jak-spetryfikowany-kot-Gonagall" - jebłam ! Hahahahahahahaahha... Doskonałe poczucie humoru, a w każdym razie jak dla mnie ;D Nie wspomnę już o tym, że śmiałam się jak głupia ;D
    Jednak chyba najbardziej spodobało mi się wspomnienie ;D Jest taki bezcenne.. chyba najlepsze w tym rozdziale. Nie ma to jak uczyć się potajemnie, jak zamienić się w animaga! Do tego nielegalnego xd ZAWSZE SPOKO ;d
    Świetna zemsta moje drogie.. jednak ja dalej jestem bezwarunkowo po stronie Jamesa i Syriusza ;D To było Brzydkie (piękne ;D ) nieładne (genialne !) nie na miejscu (ahh.. ta niedopięta koszula <3) i oczywiście brutalne ze strony Lily (czytać to w nawiasie xd )
    Biedna Alicia - musiały ją tak napastować tymi pytaniami ?! Ja w ostatnim okresie byłam w podobnej sytuacji, nic miłego! Współczucia Alicio! ;D
    Szkoda mi Luanny, ale chyba nie zrozumiałam czemu poszło o Mikaela... ? ale ja czasem tak mam.. że kapuję po kilku głębszych przemyśleniach.. więc pewnie w końcu zakapuję o co chodzi xd
    Scena przemiany Remusa jest hmm.. przejmująca? Nie mam pojęcia czy to słowo jest odpowiednie. Jednakże na pewno obudziła we mnie bardzo dziwne uczucia.. łezka zakręciła się w oku. Podziwiam Was, że umiecie tak poruszyć czytelnika..
    Zajebiste opisy.. chylę czoła skarby wy moje!
    I co wejdę tym większa radocha : 6 OBSERWATORÓW I 4,348 WYŚWIETLEŃ..
    Werble proszę... Jest pięknie, ślicznie i świetnie ;D
    Ojj.. jak ja uwielbiam słodzić rożnym ludziom xd (dziwna jestem.. przeraża mnie to jak wyglądać bd ten rok xd )
    Hahah.. takim to oto entuzjastycznym humorem chyba będę kończyć, nie uważacie? Chociaż biorąc pod wgląd to jak długo mnie nie było.. to chyba ten komentarz musiałby być nieskończony, ale wątpię, żebym umiała go napisać xd
    W każdym razie cieszę się, iż mogę czytać i że w końcu coś opublikowałyście. Obiecuję, że znajdę was następnym razem po TAK długiej nieobecności ;D
    Całusy śle Wasza Victorie, która ma na dzień dzisiejszy dzień tej szkoły.. ale humor tak zajebisty, że aż sama się sb dziwię xd

    PS1 Nie, nic nie brałam.
    PS2 Bierze mnie obrzydzenie do fizyki.
    PS3 W powrocie ze szkoły przyjaciółka uznała, że to na pewno nie ja. Normalnie ktoś mnie podmienił! xd
    PS4 RATUNKU! CHCĘ WAKACJE ! ;d

    Powodzenia i do usłyszenia niebawem ;D
    Toooori ;*

    http://szlama-arystokrata-plan-przeznaczenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział, czekam na kolejny :) i zapraszam do mnie http://hogwart-za-czasow-huncwotow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń